Zacytuję post kolegi Mruczka z forum SSC komentujący wykład p. Omilianowskiej.
Wybacz, ale nie mogę poświęcić aż tyle czasu temu forum, by wynotować wszystkie błędy i absurdy, które pojawiły się w czasie 45-minutowego wykładu pani minister. Tym bardziej, że większość zarzutów odnosi się do przemilczeń, a więc ich sprostowanie jest dużo bardziej czasochłonne niż sprostowanie zwykłych błędów.
Podstawowy zarzut to narracja, z której wynika, że po odbudowie zabytków lat 1945 - połowa lat 1950. (pierwsza bzdura faktograficzna, rekonstrukcja zabytków na dużą skalę - choć mniejszą niż w okresie stalinowskim - trwała do połowy lat 1960.; warto zaznaczyć, że program rekonstrukcyjny, dziś uważany za skończoną całość, jest w istocie przypadkowym kawałkiem odbudów, które ruszyły przed zawaleniem się Planu Sześcioletniego) nastąpiła "normalność" aż do epizodu z Zamkiem Królewskim w W-wie, a później znowu "normalność", która po 1989 ustąpiła rozbuchanemu programowi rekonstrukcyjnemu.
Nie ma tu słowa o podstawowej przyczynie atrakcyjności rekonstrukcji, tzn. procesu zmęczenia modernizmem, który został odnotowany we wszystkich krajach. I który to modernizm wyrządził gigantyczne szkody przy odbudowie zespołów zabytkowych - nawet w świetle ówczesnych doktryn rekonstrukcyjnych. Wystarczy wyjechać poza Warszawę do Dobrego Miasta czy Oleśnicy (a to i tak nie są najbardziej drastyczne przypadki). Zresztą i w W-wie znajdzie się kilka interesujących przykładów chamstwa turbomodernistów, którzy musieli wleźć nawet na tereny zastrzeżone do rekonstrukcji.
Proces zmęczenia moderną pociągnął za sobą przystąpienie do akcji odbudowy - szczególnie w Europie. Prof. Omilanowska błędnie doszukuje się polityki we wszystkich założeniach odbudowy. Gdyby nawet kupić jej tezę, że odbudowa Frauenkirche w Dreźnie jest autorytarną decyzją kanclerza Kohla, to jakoś brak komentarza do bezprzykładnej odbudowy drezneńskiej Starówki, która przy ogromnym entuzjazmie zwykłych drezneńczyków (w domyśle: niewykształconej hołoty, która nie umie docenić wysmakowanych blokowisk
objęła na razie 8 fyrtli i chyba się na tym nie skończy. Kohla już dawno nie ma, a odbudowa jest kontynuowana.
Brak dostrzeżenia walorów kompozycyjnych odbudowy. Można mieć pretensje do projektantów zamku poznańskiego (Przemysła). Czy Cerkwi Zbawiciela. Ale elementarna wiedza nakazuje przyznać, że te obiekty pełniły ważną funkcję dominant przestrzennych okolicy. Zamek Poznański dominuje nad poznańskim Starym Miastem. Cerkiew Zbawiciela organizuje amorficzną przestrzeń koło stacji metra Kropotkińska. Tam tak czy owak powinno powstać coś dominującego, bo po prostu morfologia okolicy tego wymaga. Czy znajdziemy choćby słowo o znaczeniu Wzgórza Przemysła w referacie prof. Omilanowskiej? Nie. Ani słowa
Brak też spostrzeżenia, że powrót do koncepcji odbudowy starówek przy pomocy takich narzędzi jak retrowersja datuje się na okres wcześniejszy niż 1989. Program odbudowy starówki kołobrzeskiej i elbląskiej to koniec lat 1970. - okres szczytowego rozwoju "ublokowienia" miast polskich. O to ublokowienie chodzi, a nie o politykę. Pierwsze bloki postmodernistyczno-historyzujące w Kołobrzegu to 1984-85. Kiedy pierwszy raz w życiu przyjechałem do Kołobrzegu w 1992 pierwszy etap odbudowy Starówki był w zasadzie skończony.
By the way - gdyby prof. Omilanowska była ciut bardziej oczytana, mogłaby dostrzec "reakcyjno-konserwatywne" zapędy u generała Jaruzelskiego, który nie dość, że utopił we krwi kopalnię Wujek, to jeszcze się kurwi i zdradza żonę, czym wzbudził słuszny gniew na "Pudelku". Zaskakujące, że turbomoderniści jakoś nie eksploatują tego motywu wczesnego polskiego postmodernizmu - zapewne z powodu niedouczenia.
Doktrynerstwo, w którym prof. Omilanowska odmawia Cerkwi Chrystusa Zbawiciela prawa do odbudowy, bo nie została zniszczona w wojnie, "bo Rosjanie sami ją rozebrali" zatrąca o skurwysyństwo. Pani Omilanowska może nie wiedzieć, że stalinizm był okrutną i bezprawną dyktaturą, która pod względem przemeblowania kiepeły obywateli ZSRR mocno przewyższyła standardy nazizmu w Giermanii. I zniszczenie Cerkwi Chrystusa Zbawiciela w Moskwie nie zostało - jak twierdzi prof. Omilanowska - dokonane przez Rosjan w wyniku demokratycznej decyzji "cegiełka po cegiełce", lecz cerkiew została najpierw rozgrabiona przez OGPU, a później przez saperów Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej została - jak to Rosjanie mawiają - "wzarwana na chier". Jakoś też brak refleksji, że barbarzyński program likwidacji cerkwi w latach 1930. spowodował w latach 1990. najnormalniejszy deficyt świątyń, więc po prostu - niezależnie od formy i zasadności odbudowy - wznoszenie cerkwi w Moskwie w latach 1990. stało się po prostu palącą koniecznością - w tej czy innej formie. Rzecz kompletnie niezrozumiała w Polsce, gdzie nie tylko świątyń nie burzono, ale - często dzięki mecenatowi komunistycznej władzy - dokonywano ich bezprecedensowej rekonstrukcji.
Z cerkwi przechodzimy do kościołów. Prof. Omilanowska rozgaduje się o kiepskiej jakoby rekonstrukcji d. kościoła sakramentek przy Placu Teatralnym, którego "skrócenie" zostało wymuszone przez bloki istniejące na Placu. Jakoś brak refleksji, jakim barbarzyństwem był sam pomysł stawiania 11-piętrowych zestandaryzowanych bloczków wzdłuż ściany jednego z najważniejszych placów - wnętrz ulicznych Warszawy. I że rozbiórka tego bloku była nierealna, stąd architekci zmagający się z odbudową mieli pewne z góry założone ograniczenia.
Zarzutom o fasadowość odbudowy jakoś nie towarzyszy refleksja, że kościół ten pierwotnie był klasztornym kościołem sakramentek, dziś zaś jest parafialnym kościołem środowisk twórczych - uczęszczających do kościółka mniej licznie i rzadziej, a więc nawet przy 2-krotnie pomniejszonej kubaturze i powierzchni dobrze spełnia swoją funkcję. Zresztą wiceminister Omilanowska, jako podległa swojemu zwierzchnikowi, dobremu parafianinowi Zdrojewskiemu, który przeznaczył hojnie pieniądze na Świątynię Opatrzności Bożej (przy całym moim szacunku dla arch. Szymborskich nie sposób jej uznać za zabytek, choć może za 100 lat nim się stanie) gdy brak pieniędzy na renowację zniszczonych zabytków na Ziemiach Odzyskanych - cóż, może wiceminister Omilanowska raczy uznać autorytet papieża Jana Pawła II: kiedy w 1999 odwiedził Warszawę, dokonał poświęcenia kamienia węgielnego pod kościół św. Andrzeja na Pl. Teatralnym. Papież widział okolicę, widział ten przeklęty blok, widział projekty, widział obrys larsenów. Przy całym moim krytycyzmie wobec Karola Wojtyły uważam go jednak za autorytet w kwestii tego, co może być kościołem, a co nie, w tej kwestii był ewidentnym specjalistą. Jeśli uznał, że budynek zasługuje na pokropek jako kościół, to niechże pani Omilanowska zna swoje miejsce i się odstosunkuje.
Te same uwagi tyczą się Starego Miasta W-wy i kamienic zabytkowych. W niektórych przypadkach uzasadniona jest ochrona układu wnętrz, oryginalności tkanki zabytkowej. Ale czasami wielokrotna przebudowa zatarła cechy stylowe, zaś standard obiektu został zdegradowany do slumsu. Tak, wtedy jedyna możliwa opcja to zachowanie chociaż fasady, z całkowitym przepruciem wnętrza i stworzeniem nowoczesnego budynku. Tak się robi na świecie, taka jest doktryna konserwatorska. Czy wiceminister Omilanowska tego nie wie? Na szczęście jej podsrywanie odbudowy W-wy jest półgębkiem, zasadniczo nie krytykuje tak ostro dzieła odbudowy. A więc starczy riposty.
Co tam dalej? Kompletna nielogiczność: ponoć Grób Nieznanego Żołnierza jest sacrum, które szanuje każdy Polak, bo niemiecki "ludzki" saper celowo go nie wysadził w 1944 (guzik prawda, przyczyny niewysadzenia GNŻ są nieznane - osobiście podejrzewam uszkodzenie spłonek i brak materiałów saperskich na powtórkę z rozrywki, sam GNŻ został zdewastowany, jego obecna forma to odbudowa 1945-46 Stępińskiego i Grunwalda, od początku przewidziana jako prowizorka). Dlatego też GNŻ powinien zostać jakoby w obecnej formie - twierdzi prof. Omilanowska.
Kilka minut później prof. Omilanowska twierdzi, że współcześni architekci są w stanie stworzyć nowoczesny budynek na miejscu Pałacu Saskiego.
To jak w końcu? Można ruszać to narodowe sacrum, czy nie można? Albo te trzy urwane z góry kolumny są święte, albo nie są. Jeśli zakazujemy odbudowy, bo są święte, to do cholery jasnej nie róbmy tam szklarni a la Służewiec, która "dochowa świętości", bo utrzyma niski procent zabytku w zabytku - analogicznie do procentu cukru w cukrze!
A może prof. Omilanowska wyobraża sobie, że jeżeli dzieło Stępińskiego i Grunwalda z lat 1945-46 obudujemy szkłem - stanie się bardziej akceptowalne niż rekonstrukcja? (na której zresztą też można zaznaczyć części oryginalne i zrekonstruowane, jak tego dokonano fugą na murach Starej Warszawy czy też kolorem cegły Frauenkirche w Dreźnie).
Przykład Tamki: odnoszę wrażenie, że prof. Omilanowską żenuje nie to, że rozwalono niczego sobie kamieniczkę z 1850 r., historycznego świadka rozwoju ulicy, ale że odbudowano (owszem, w dość marny sposób) jej frontową ścianę.
Prof. Omilanowska może jest autorytetem w dziedzinie historii sztuki (biedna historia sztuki), ale nie sądzę by była autorytetem w dziedzinie nowoczesnej architektury. Tymczasem, nie wymieniając oczywiście nikogo z nazwiska, bezczelnie podsrywa udany projekt bardzo dobrego architekta Stelmacha z Lublina, który przygotował nowoczesny 7-piętrowy blok muzealny (Muzeum Chopinowskiego) z wykorzystaniem frontowej ściany kamieniczki. Kiedy kamieniczka (wbrew arch. Stelmachowi i przy zaskakującej bierności służb konserwatorskich - gdzie była wtedy pani Omilanowska?) została rozebrana, podjęto decyzję o odtworzeniu frontowej ściany - skoro i tak projekt zakładał jej utrzymanie. Jeśli do kogokolwiek można mieć pretensje to właśnie do służb konserwatorskich, które zezwoliły na dewastację oryginalnej substancji. Czy to im dowaliła prof. Omilanowska? Ależ skąd, oberwał biedny Stelmach, bo ośmielił się nie robić "nowocześnie".
W ogóle bardzo interesujący jest wywód profesorski, gdzie najbardziej bulwersują - owszem, często mierne - próby rekonstrukcji (Tamka 43, Plac Teatralny, niezrealizowane projekty odbudowy Karasia czy Saskiego), zaś ani słowa nie ma o przestępczych rozbiórkach Parowozowni (przypominam, że decyzję Wojewódzkiej Konserwator Zabytków musieli egzekwować bojówkarze ZOKu, bo policjanci nie zakuli w kajdanki operatora dźwigu i całej łajdackiej ekipy z hochsztaplerskiej firmy rozbiórkowej) czy koszar przy Łazienkach.
Co tam dalej? Wybitna modernistyczna fasada Mączeńskiego na Foksal. Dlaczego prof. Omilanowska nie mówi, że modernistyczna fasada z lat 1930. (powstała po skuciu oryginalnej fasady z lat 1890.) jest w tak fatalnym stanie, że w celu jej uratowania konieczne są działania naginające doktrynę? Miejscami nawet konieczne będzie stworzenie nowych płytek piaskowcowych, żeby uzupełnić braki. To jak to jest? Naginanie doktryny w celu ochrony "wybitnego modernizmu" OK (jakoś brak refleksji dotyczącej tego, że Mączyński - skądinąd wielki architekt - skuł eklektyczne ozdoby w celu stworzenia modernistycznej makiety! tak, makiety! bo reszta kamienicy została utrzymana w formach eklektycznych, a tylko fasadę przerobiono w stylu "nowoczesnym", tworząc tym samym rażący przykład, tak ponoć znienawidzonej przez prof. Omilanowską, "fasadowości"
, naginanie doktryny w celu odtworzenia eklektyzmu (którego w W-wie jak na lekarstwo) - hańba, larum grajom!
Mógłbym jeszcze dalej pisać, ale już mi się nie chce. Niech się Thor, Freya i Swaróg zlitują nad narodem, który ma takich wiceministrów