Pańska fantazja zdaje się nie mieć granic: twierdzi Pan, nie mając ŻADNYCH dowodów, nie mówiąc już o analogiach, że ponad pierwotnym sklepieniem nawy głównej fary św. Mikołaja istniała druga kondygnacja. Jest to pomysł bezsensowny, pomijam już brak jakichkolwiek dowodów architektonicznych ( te, które Pan przywołuje mówią nam tylko i wyłącznie tyle, że początkowo nakrycie nawy było osadzone niżej, co nie jest przecież na Boga równoznaczne, z tym, że powyżej istniało nie poddasze ale używana druga kondygnacja! ) i historycznych, wystarczy logicznie rozumować: mamy bowiem w Pańskim modelu domniemane piętro o nieznanej nawet wysokości ( bo nie wiemy jak wysoka dokładnie była opisywana przeze mnie wyżej strzałka sklepienia pierwotnego/projektowanego! ), położone ponad sklepieniem sięgającym kilkunastu metrów ponad posadzkę. Piętro to nie byłoby oświetlone gdyż w połaciach murów międzynawowych ponad arkadami międzynawowymi nie ma okien a tylko ozdobne wnęki. Piętro to de facto było by zaciemnione – bo przecież okna w szczycie wschodnim o jakich Pan mówi wykonane są w półszczytach naw bocznych! – zatem nie mają nic wspólnego z przestrzenią ponad nawą główną! Drzwi przecież były konieczne by dostać się z wieży na zapewne niżej pierwotnie zaczynające się poddasze! Niemal każdy kościół średniowieczny posiada wykonane w szczytach zachodnim ( od strony ewentualnej wieży ) i tęczowym ( pomiędzy nawa i chórem ) otwory wejściowe a czasem jakieś niewielkie okna, zapewne o znaczeniu wentylacyjnym, potrzebne do cyrkulacji powietrza. Sugerowane przez Pana piętro nie posiadałoby kontaktu z chórem, wreszcie komunikacja była by z natury rzeczy wyjątkowo niedogodna, odbywałaby się za pomocą wąskich schodów w wieży, stworzonych przecież dla okazyjnej konserwacji chóru a nie do stałego użytku dla jakiejś przysłowiowej ‘kupy wiary’! Byłaby zatem ta przestrzeń kompletnie afunkcjonalna! Takie piętro było po prostu niepotrzebne! A do tego było niemożliwe ze względów konstrukcyjnych, statycznych! Nad wysoko zawieszanymi sklepieniami naw kościołów gotyckich sytuowano wyłącznie strychy! W całej Europie nie znajdzie Pan żadnego kościoła gotyckiego, nad którego kilkunastometrowej lub większej wysokości nawą główną istniało piętro! Użytkowanie przestrzeni ponad nawą było niepraktyczne i nierealne ze względu na konstrukcję i komunikację! Pomijam także to, że gdyby takie piętro istniało to musiałoby posiadać posadzkę, negatywy po belkach i legarach takiej posadzki powinny być widoczne ponad łukami tarczowymi na ścianach międzynawowych. Nic takiego jednak tam nie ma. Ponad pierwotnym sklepieniem nawy, tak samo jak ponad obecnym, istniało tylko poddasze i więźba dachowa.
Przyjmijmy na jeszcze dłuższą chwilę, że opisany przeze mnie powyżej a wymyślony przez Pana model rzekomej pierwotnej struktury przestrzennej nawy głównej kościoła św. Mikołaja – jak wykazałem zupełnie nieprawdopodobny i niemożliwy – istniał naprawdę. Uczyńmy taką roboczą hipotezę. Mamy niskie, zaciemnione, źle skomunikowane, olbrzymie powierzchniowo piętro położone kilkanaście metrów ponad ziemią, ponad sklepieniem nawy, którego nie można w zasadzie stale wykorzystywać, bo każda większa ilość osób stwarza zagrożenie dla równowagi sklepień. Ale spoko – ludzie średniowiecza byli ludźmi głębokiej wiary. Co tam logika i rozsądek, co tam ekonomika i sensowność działań. W Grudziądzu Ktoś miał kaprys stworzyć sobie przestrzeń, jakiej średniowieczna Europa nie widziała, no bo nie ma analogii dla sugerowanego przez Pana rozwiązania. Ale czemu nie? Miał Ktoś ochotę, czas i pieniądze budować sobie mityczny niemal ósmy cud świata pod nazwą „Krowia Pochylnia”, znalazły się pewnie i środki oraz energia na stworzenie zakamuflowanej sali zebrań ( no bo przecież nie nabożeństw, skoro ołtarza nawet nie było widać, ‘kościół górny’ to jakiś kolejny Pański absurd ), która jednak musiała świecić pustkami, no bo ze względów bezpieczeństwa konstrukcji jak też możliwości komunikacyjnych można tam było wpuścić nieproporcjonalnie mało ludzi w stosunku do powierzchni. Co to było? No bo przecież skoro zabrnęliśmy tak daleko trzeba spytać nie tylko o wygląd i wyposażenie tego wnętrza ale i o jego przeznaczenie. Może kaplica cechowa? Może miejsce zebrań lokalnej opozycji przeciw Krzyżakom? A może loża masońska? Jak Pan obstawia?
Mamy więc tak skonstruowaną nieprawdopodobną, fantastyczną, ale roboczo, hipotetycznie przyjętą przez nas przestrzeń. Co ona ma wspólnego z kościołem Cystersek w Chełmnie? Nic! Bo tamtejsze oratorium Cystersek ma totalnie inną strukturę, zupełnie inaczej się przedstawia. Późnośredniowieczne świątynie niektórych żeńskich zakonów, ale czasem i męskich, w szczególności jednak Cystersek, przyjmowały najczęściej postać prostokątnej, salowej budowli zamkniętej od wschodu wielobocznie, posiadającej w części zachodniej, ‘nawowej’, układ dwukondygnacyjny, z tym, że ściśle rzecz biorąc zakładano tam obszerną emporę = lożę dla mniszek, zajmującą około połowy wnętrza, czasem drewnianą a czasem murowaną. Pod emporą znajdowało się miejsce dla świeckich wiernych obsługujących klasztor ( służba zakonna, pracownicy, dobroczyńcy etc. etc ), na emporze – jak wspomniałem – zasiadały zakonnice, w chórze rzecz jasna siedział sobie kler: tak zorganizowana przestrzeń pozwalała na odprawianie jednej mszy czy nabożeństwa dla osób świeckich i osób w stanie zakonnym, równocześnie mogli w niej uczestniczyć wszyscy a mniszki były ‘zabezpieczone’, ‘ochronione’ przed wzrokiem profanów czy jakimkolwiek kontaktem z nimi. Cały kościół chełmiński został nakryty sklepieniami osiągającymi wysokość 18 m. Poziom dolny części zachodniej, pod emporą, ma wysokość ok. 5-6 m ( cóż to jest w porównaniu z kilkunastoma metrami w przypadku Grudziądza – jak to sugeruje Pan ), i jest podzielony na osi rzędem filarów, podtrzymujących sklepienie, na którym wznosi się loża mniszek. W Grudziądzu nie dość, że założono sklepienie kilkakrotnie wyżej, to jeszcze obyto się bez filarów! No rewelacja! Niesamowite! I to po to by uzyskać afunkcjonalne piętro, zupełnie niepotrzebne w kościele tego rodzaju. Jak więc widać dokonane przez Pana porównanie nie ma żadnego sensu, żadnych podstaw, bo to tak jakbym porównywał krowę do legwana i mówił, że łączy te dwa gatunki bliskie pokrewieństwo – no bo oba mają po cztery nogi. Tyle tylko, że to dodatkowo, podwójnie nie ma sensu, bo w kościele w Grudziądzu, żadnego ‘kościoła górnego’ nie było – co już wykazywałem powyżej.
Każdy historyk sztuki czy architektury by Pana wyśmiał słysząc Pańskie idee o dwukondygnacyjności kościoła św. Mikołaja w Grudziądzu, dwukondygnacyjności totalnie wymyślonej sobie przez Pana, nigdy nie mającej miejsca, nie znajdującej ani żadnych analogii ani żadnych dowodów.
Pojawia się pytanie: czemu mury międzynawowe ponad arkadami międzynawowymi były wyciągnięte tak wysoko skoro zapewne klucz/strzałka pierwotnych sklepień sięgała niżej niż korona tychże murów? Jakakolwiek dwukondygnacyjność odpada – z oczywistych względów opisanych już przeze mnie. Żadna stale użytkowana, zbiorowa przestrzeń nie mogła tam funkcjonować, mieściło się tam poddasze, nic więcej. Po co jednak te ściany po jego bokach, za którymi nie było sklepienia kończącego się nieco niżej a tylko pusta przestrzeń? Wydaje się, że odpowiedzi są dwie:
1 – po pierwsze – powód konstrukcyjny. Nadbudowanie ponad murami miedzynawowymi ścian miało zapewne funkcję statyczną: ściany te stanowiły najprawdopodobniej dodatkowe dociążenie filarów i arkad międzynawowych, przez co zwiększały ich stabilność bo redukowały boczne parcie stwarzane przez sklepienie nawy głównej. Chodziło o ‘dociśnięcie do ziemi’ od góry filarów, arkad i murów międzynawowych, rozpieranych przez sklepienie nawy głównej, a jednocześnie – poprzez przeniesienie naprężeń w większej części na przepruwane arkadami mury międzynawowe – odciążano w ten sposób sklepienia wąskich naw bocznych, nie będące w stanie całkowicie zrównoważyć nacisku sklepień nawy środkowej. Takie zdawałoby się niepotrzebne ściany wznoszące się ponad sklepieniami zachowały się i zostały zbadane na strychach kilku kościołów gotyckich – m.in. w farze w Dobiegniewie ( pocz. XIV w. ) i w kościele Dominikanów w Brandenburgu ( przeł. XIII i XIV w. ). Nie dość tego – ściany takie w Dobiegniewie posiadają rzędy ostrołukowych otworów o nieprofilowanych ościeżach. Nie były one nigdy oknami i nigdy nie były widoczne na zewnątrz ( kościół dobiegniewski jest bowiem halą posiadającą od zarania jeden wspólny wielki dach nad wszystkimi trzema nawami. Po co zatem te otwory? Także dla względów konstrukcyjnych – funkcjonowały one na tej samej zasadzie jak fundament filarowo łękowy: po co tracić materiał i budować drogo,
konomicznie na całej długości pełny mur, skoro przecież dociążenia wymagają tylko pewne punkty, mianowicie te położone ponad filarami. Chodziło o ekonomikę i oszczędność a zarazem konstrukcję.
2 – drugi powód tak wysokiego podciągnięcia/podwyższenia owych murów międzynawowych mógł mieć naturę ‘artystyczną’ – architektoniczną. Jak wiemy zleceniodawcy czy zleceniodawcom budowy fary z rozmaitych względów, co do których możemy mieć pewne podejrzenia ( czego jednak nie będę tu rozwijał ), zależało na wzniesieniu korpusu jako pseudobazyliki. Początkowo sklepienie nawy głównej było położone niżej niż dziś ale i tak od samego początku była to pseudobazylika – pierwotna wysokość wynikała zapewne z zaleceń architekta, który dbał o statykę konstrukcji. Najwidoczniej gdyby jednak korona murów międzynawowych sięgała tylko tego samego poziomu co podniebienie pierwotnego sklepienia – wówczas nie było by najpewniej sensu ani też możliwości zakładania trzech oddzielnych dachów, gdyż po osadzeniu / oparciu dachów pulpitowych naw bocznych o mury międzynawowe powyżej linii oparcia belek nie pozostałaby już żadna połać ceglanej ściany do ekspozycji i wyniesienie nawy głównej ponad boczne – cały pseudobazylikowy efekt ( pozwalający niższym kosztem i bezpieczniejszym sposobem imitować efektowną i bogatą w treści ale trudną w realizacji, ryzykowną, wymagającą konstrukcyjnie strukturę bazylikową ) - byłby zniweczony, zupełnie nieuchwytny. Zdecydowano się zatem jak sądzę na nadbudowę murów, dla iluzji – bryła została wzbogacona, sponad stosunkowo łagodnie nachylonych, jednospadowych dachów naw bocznych wyłaniały się mury nawy głównej, kryjące za sobą nie sklepienie ale poddasze, pozbawione prawdziwych okien, lecz ozdobione rzędami imitujących czy zastępujących je wnęk arkadowych ( o znaczeniu – jak się wydaje – i ozdobnym i praktycznym, pozwalały bowiem na oszczędność materiału budowlanego zarazem ), wspierające najwyższy dwuspadowy i stromy dach nawy środkowej.
Oba powody się wzajemnie uzupełniają i zaistnieć mogły równocześnie, z tym, że priorytet przyznałbym znaczeniu konstrukcyjnemu owych tak wysoko podprowadzonych ścian międzynawowych. Na razie to moja hipoteza i wymaga dłuższej, wnikliwszej analizy, jest ona jednak bardzo prawdopodobna i dość dobrze udokumentowana, poparta dowodami oraz analogiami, czego w żadnym wypadku nie można powiedzieć o pana absurdalnym pomyśle o ‘górnym kościele’ zawieszonym kilkanaście metrów nad posadzką naw, ponad sklepieniami.
Jako uzupełnienie dodam, że w moim rodzinnym mieście Lesznie w końcu XVII wieku wzniesiono barokowy, ścienno filarowy kościół farny w układzie halowym, ale ponad murami międzynawowymi nadbudowano ściany, w których wykonano otwory okienne w formie okullusów; nawy boczne nakryto dachami pulpitowymi, nawa środkowa otrzymała własny, samodzielny dach dwuspadowy: tym sposobem kościół o wnętrzu halowym z zewnątrz imitował, sprawiał wrażenie bazyliki! Przestrzeń ponad sklepieniem nawy głównej, ujęta owymi ścianami z oknami o wykroju okullusów nie była w żaden sposób użytkowana, nie było tam żadnego niedorzecznego, absurdalnego ‘kościoła górnego’, przestrzeń owa po prostu stanowiła strych. I tyle. Przykład ten tylko wzmacnia – wraz z omówionymi powyżej przypadkami średniowiecznymi – moje wyjaśnienie funkcji poruszanych tu fragmentów struktury kościoła św. Mikołaja, i każe Pańskie fantastyczne pomysły o wydumanym ‘kościele górnym’ włożyć między bajki.
Co do cegieł znalezionych w trakcie zabezpieczania fundamentów kościoła pojezuickiego:
- 'co one mają' do Pańskiej absurdalnej hipotezy o ‘kościele górnym’ i drugiej – równie absurdalnej – o klasztornym charakterze kościoła św. Mikołaja?
- czy cegły te znaleziono in situ czy w warstwach rozbiórkowych? Czy znaleziono je w samych fundamentach czy w gruzie w wykopie? Jeśli w fundamentach – to czy mogły zostać użyte wtórnie i pochodzić z rozbiórki innego obiektu? Czy analizowano zaprawę, jaka spajała owe cegły?
- na jaki okres wydatowano te cegły? Co to znaczy ‘cienkie cegły’? Ile to dla Pana ‘cienko’? 6? 7? 8? A może X centymetrów?
- czy mosty bramy Toruńskiej i Wodnej są dokładniej wydatowane przez specjalistów od historii architektury? Bo Pańskiemu datowaniu nie do końca wierzę, m.in. z racji tego, że wielokrotnie już Pan bez podstaw i bez dowodów datował sobie na różne nieprawdopodobne okresy rozmaite części przeróżnych zabytków z Grudziądza i Pomorza czy d. Prus Krzyżackich. Nie ma Pan wykształcenia w dziedzinie historii architektury i sztuki, nie ma Pan dostatecznej wiedzy w tym zakresie, nie dysponuje Pan warsztatem historyka architektury. Przeanalizowałem Pańskie rozważania dotyczące mostów grudziądzkich, jak też pracę jednej z Pańskich uczennic czy podopiecznych na ten temat: do stawianych przez Pana datacji owych mostów podchodzę i podchodzić będę z jak największą ostrożnością oraz sceptycyzmem, póki nie przyjrzy się im profesjonalny historyk architektury. Ma Pan takie osoby pod ręką – w Toruniu. Wystarczy poprosić jakiegoś specjalistę od średniowiecznej architektury na Pomorzu i w Prusach o krytyczną ocenę Pańskich wniosków. Bo w mojej ocenie – a omawianą tu problematykę znam ‘nieco’ lepiej niż Pan – Pańskie idee są bałamutne i wielokrotnie oparte na błędnych założeniach, na powierzchownych, naiwnych i nietrafnych interpretacjach, na subiektywnej, wybiórczej, życzeniowej analizie danych.
Tak czy inaczej – zakrystia została zgodnie wydatowana przez specjalistów na pierwszą fazę budowy obecnego kościoła, czyli na lata ok. 1286 r. a najpewniej znacznie bliżej roku 1300. Mury miejskie zapewne zaczęto wznosić w tym samym mniej więcej okresie. Nie ma na razie żadnego faktu, żadnego reliktu, żadnego dokumentu, który kazałby nam datować początek budowy murowanych fortyfikacji miejskich na znanym narysie na okres przed latami 80-tymi XIII wieku.
Co do podobnie czy identycznie profilowanych kształtek otworów z zamku i z kościoła farnego:
- czego to ma zdaniem Pana dowodzić? Bo jak dla mnie nie ma w tym nic dziwnego. Wraz z tym jak budowa zamku dobiegała końca warsztat pracujący nad siedzibą komtura i konwentu przenosił swe siły i działalność na rusztowania przy farze. Przecież to normalna i znana z innych miast praktyka. Wszystkie największe autorytety w dziedzinie historii architektury jak dotąd zgodnie twierdzą, że kościół św. Mikołaja zaczęto w obecnej postaci wznosić najwcześniej w 80-tych latach XIII w. Zresztą same kształtki z zamku nie są ściśle umieszczone w czasie, mogą przecież pochodzić ze schyłkowej fazy budowy i wykańczania zamku, z końca lat 80-tych czy początku 90-tych. Nie ma tu żadnej sprzeczności w dotychczasowym datowaniu świątyni św. Mikołaja. Na razie nie ma żadnego prawdziwego argumentu, który obecne datowanie by obalał. Poza tym – warto wziąć pod uwagę i taką ewentualność, że przy budowie fary użyto kształtowanych materiałów ceramicznych pozostałych jako nadwyżka z ‘fabryki budowy’ zamku. Doprawdy nie wiem co tu niby potwierdza Pańskie idee. Na razie zdaje się chce Pan udowodnić – wbrew WSZYSTKIM badaczom, znacznie bardziej rzetelnym i znacznie bardziej profesjonalnym niż Pan - , że farę w Grudziądzu zaczęto budować wcześniej niż się w chwili obecnej przyjmuje. Bardzo mi przykro, ale nie ma Pan na to ŻADNYCH dowodów, a jedynie insynuacje i sugestie, które dopiero należy dokładnie przebadać, a nie ogłaszać jako fakty.
Co do ‘ostrołukowych okien naw bocznych’ pochodzących rzekomo z 2 polowy lat 90 XIX w.:
- kolejna bałamutna uwaga czy zniekształcenie prawdy jakie Pan prezentuje na forum. Kościół św. Mikołaja został poddany konserwacji u schyłku XIX w., wymieniono wtedy znaczną ilość kształtek ceramicznych obramowujących otwory i blendy, przelicowano niektóre fragmenty elewacji, zastępując stare, zniszczone partie lica nowymi maszynowymi cegłami, przemurowano niektóre łęki otworów okiennych. Absurdem jest twierdzenie, że okna są zamknięte ostrołukiem od XIX wieku dopiero! To zupełnie pozbawione dowodów twierdzenie nie ma żadnych podstaw. Cały korpus jest jednolicie gotycki, wszyscy naukowcy, zwłaszcza największe autorytety w tej sprawie, na jakie tak chętnie i gęsto się Pan powoływał – Socko i Mroczko – zgodnie datują jego budowę na czas po ok. 1300 r. Pański pomysł, iż zwieńczenia w formie ostrołuku to sprawka dziewiętnastowiecznych restauratorów jest niedorzeczny. Przecież są setki sytuacji, kiedy to gotyckie kościoły były w czasach historyzmu remontowane i restaurowane, przemurowywano wówczas obszerne połacie ścian wymieniając cegłę, wzmacniając strukturę murów, ale to nie znaczy, że nagle w czysto gotyckim kościele przed XIX-to wieczną restauracją istniały inne okna niż ostrołukowe! Pana pomysł o wtórności owych ostrołuków jest naiwny i świadczy o Pańskim braku obiektywizmu oraz wiedzy. Nie ma Pan bowiem żadnego dowodu na to, że pierwotnie okna miały inny kształt niż ostrołukowy, ostrołuk jest jedyną, najbardziej oczywistą, narzucającą się tu sama przez się formą, skoro wszelkie inne otwory w całym kościele zachowane w pierwotnej, średniowiecznej postaci maja wykrój ostrołuku właśnie bądź ( w przypadku wnęk, otworów drzwiowych, niewielkich okien czy świetlików ) zamknięte są odcinkowo – co było równie powszechne w gotyku i całkowicie typowe dla końca XIII i XIV wieku jak też czasów późniejszych, natomiast niespotykane praktycznie w budownictwie późnoromańskim czy romańskim – bo do tego Pan tu chyba pije. Jest możliwe, że zmieniono profil ostrołuku, wyostrzając go, jest zupełnie możliwe, że w miejsce niektórych okien zamkniętych odcinkowo, zupełnie często zdarzających się w gotyku a nieobecnych w romanizmie, wprowadzono ostrołuki, lecz na pewno nie wprowadzono ostrołuków w miejsce zamknięć półkolistych.
Co do klatki schodowej przy chórze:
- na razie stan badań jest taki, że chór i zakrystię wraz z emporą powyżej zaczęto wznosić najwcześniej w latach 80-tych XIII w. Podobieństwo kształtek tworzących centralny słup wieżyczki schodowej w farze i kręconej klatki we wnętrzu Klimka wcale nie musi dowodzić równoczesności budowy obu dzieł! Przecież to nadzwyczaj słaby dowód! To jeszcze niczego nie dowodzi i pisanie, że „klatkę schodową wschodnią zaczęto budować w tym samym okresie, jak wieżę Klimek” to nie naukowe stwierdzenie faktu a pobożne życzenie i sprawa do zbadania – czego Pan jednak nie robi – bo Panu się zdaje, że już zna odpowiedź. Jeszcze jeden dowód na brak obiektywizmu z Pana strony, na wybiórcze traktowanie danych, na dobieranie sobie wygodnych faktów do z góry ułożonej teorii.
Po drugie – nawet nie wiemy kiedy dokładnie powstał Klimek. Więc nawet jeśli analogie techniczno-budowlane okażą się w TOKU PRZYSZŁYCH BADAŃ ( a nie w wyniku Pańskich życzeń czy manipulacji faktami ) uznane za wystarczający dowód na powiązanie czasowe i warsztatowe obu fragmentów tych dwóch obiektów – to otrzymalibyśmy jedynie informację o chronologii względnej – ale nadal będzie nam brakować informacji o chronologii bezwzględnej – tzn. wiedzielibyśmy np. ( jeśli sprawa rzeczywiście się potwierdzi ), że obie klatki powstały w tym samym czy bliskim stosunkowo, może następującym po sobie czasie, ale wciąż nie będziemy wiedzieli jaki to dokładnie czas – tłumaczę to bo nie wiem czy pojęcia chronologii względnej i bezwzględnej są Panu znane i czy są one dla Pana zrozumiałe, proszę się nie obrażać, chcę tylko uniknąć ewentualnych nieporozumień ).
Podsumowując zatem – sprawa słupa czy klatek schodowych nie stanowi na razie żadnego dowodu na rozpoczęcie budowy fary św, Mikołaja wcześniej niż dotychczas oceniali to badacze – czyli przed latami 80-tymi lub 90-tymi XIII w.
Acha – wszystko to co Pan tu w tej sprawie pisze – to, że dolna partia owej wschodniej klatki schodowej ma centralny słup z wysokich kształtek, zaś górna partia tejże klatki jak i cała analogiczna klatka schodowa przy korpusie od zachodu są wymurowane w całości z cegieł i kształtek tej samej wysokości nie jest żadną rewelacją i nowością: przecież już od dawna wiadomo, że cały kościół był wznoszony etapami, wiadomo, że samo prezbiterium budowano co najmniej w dwóch fazach, które wskazała i rozgraniczyła Teresa Mroczko – zauważając, że ostatnie kilkanaście warstw cegieł licząc od korony murów obwodowych jak też sklepienia wraz ze wspomnianą kontynuacją wieżyczki schodowej należy do późniejszego etapu inwestycji. Wcześniejsze mury chóru razem z tym niższym członem wieżyczki ( w którym centralny słup wymurowano z kształtek o wysokości dwóch typowych cegieł ) Mroczko określiła jako powstałe najwcześniej, w najlepszym wypadku w latach 80-tych XIII w. Tego zdania jest też cała reszta badaczy, wraz z Adamem Soćko. Zatem Pańskie pragnienie zmiany datowania fary św. Mikołaja jest na razie li tylko pragnieniem pozbawionym podstaw w rzeczywistości.
Pisze Pan, że „faktura muru wewnątrz pomieszczeń wieży pokazuje, że zbudowano ją w innym czasie, jak ściany nawy głównej.” No i? Co to zmienia? Czy przez to mamy do czynienia z kościołem klasztornym?
Po pierwsze – o jakie pomieszczenie w wieży Panu chodzi? Na jakiej jej kondygnacji? Owe 'wyższe partie wieży' – ponad gotycką emporą zachodnią z 1 poł. XIV w. – ,pokazane przez Pana na dwóch zamieszczonych w Pańskim poście fotografiach, są najpewniej nowożytne i dla naszych rozważań nie mają żadnego znaczenia. Tak więc różnica w ‘fakturze’ z licem ścian korpusu nie może dziwić i nie jest żadna sensacją. Po drugie – co to znaczy dla Pana ‘faktura’? Bo w literaturze przedmiotu określa się tak sposób opracowania powierzchni cegieł. Zaś z kontekstu Pańskiej wypowiedzi jak też dołączonych teraz jak i wcześniej fotografii wnoszę, że Panu chodzi nie o fakturę ściśle ile o wątek i konstrukcję muru. Po trzecie – czy owa ‘faktura’ – cokolwiek Pan rozumie pod tym terminem – musiała być identyczna w obu ścianach przynależnych do tego samego mniej więcej okresu? Przecież wiadomo, że kościół realizowano etapami, od wschodu ku zachodowi, i że zasadnicze prace nad korpusem rozłożyły się na całą 1 poł. XIV w. W tym czasie zespoły budowniczych jak i materiał budowlany mogły się kilkakrotnie zmieniać. Po czwarte – powtarzam do znudzenia: jak pokazały badania Soćki i Mroczko wieża została zaprojektowana równocześnie z całym korpusem, równocześnie z korpusem rozpoczęto jej realizację, w pewnym momencie, powyżej drugiej kondygnacji z emporą lub powyżej kondygnacji trzeciej – przerwano ją. Tyle. Koniec. A Pan tu próbuje po raz kolejny podważyć oczywistości, fakty a także wnioski badaczy znacznie bardziej od Pana rzetelnych, bardziej władnych w tej materii do wypowiadania się. Radzę Panu zamilczeć, bo zamiast uprawiać naukę skazuje się Pan po prostu tylko na dalszą izolację i ośmieszenie.
Kończąc:
Obecny kościół według wszelkich znaków na ziemi rozpoczęto w końcu XIII w. a budowano przez całą 1 poł. XIV w. Zakres ewentualnych zmian po pożarze w 1345 r. nie mógł istotnie mienić wyglądu fary bo obiekt już wtedy stał i odbudowa wpłynąć mogła co najwyżej na szczegóły.
Osobom pragnącym poznać bliżej temat kościoła św. Mikołaja w Grudziądzu – czy to dla celów naukowych czy też czysto amatorskich – radzę zapoznać się z pracami Pani Teresy Mroczko i Adama Soćko, jak też innych historyków sztuki i architektury, natomiast idee i artykuły Pana Szajerki proszę czytać z ostrożnością, mając na uwadze to, że nie jest on specjalistą w tym zakresie, nie zna się – jak to wielokrotnie udowodnił – na temacie, popełnił i popełnia wielokrotnie kardynalne błędy. Jak starałem się pokazać Pan Szajerka nie może aspirować do miana prawdziwego, obiektywnego naukowca, bo pomija niewygodne fakty, przyjmuje je wybiórczo, nie dysponuje odpowiednią wiedzą i doświadczeniem ani nawet aparatem badawczym jak też pojęciowym, dokonuje naiwnych i wołających o pomstę do nieba nadinterpretacji i przeinaczeń, zupełnie pozbawionych waloru naukowości. Jego wypowiedzi o kościele św. Mikołaja można czytać jako fantastykę czy science-fiction mające pewien element prawdy w sobie a nie jako literaturę rzetelną, starającą się w sposób naukowy, poważny analizować omawiany zabytek. Bardzo się cieszę, że dzięki niemu możemy na forum zapoznać się z aktualnymi i/lub rzadkimi zdjęciami czy materiałami archiwalnymi lecz niestety cała otoczka, cały ‘sos’, w jaki Pan Szajerka ‘przystraja’ swe fotografie jak i wszelkie inne prezentowane tu przez siebie dokumenty zniekształca fakty, narzuca laikowi jak i osobom mniej zorientowanym zupełnie bałamutną interpretację rzeczywistości. Dlatego zalecam podchodzić do pewnych postów Pana Marka z przymrużeniem oka i traktować je tak jak winno się traktować prowokacje – z dystansem i uśmiechem.
Do Pana Marka Szajerki zaś apeluje, by w końcu przestał uczyć szewców jak robić buty i zajął się tym co potrafi robić najlepiej ( propagowaniem, działaniem popularyzatorskim ) i na czym się zna ( historią, szczególnie najnowszą, w końcu pisał pracę magisterską z wojskowości okresu 20-to lecia międzywojennego, a poza tym dzieje Grudziądza ma w małym palcu ), bo to, że na historii architektury zna się kiepsko, i że stawia na tym polu czasem absurdalne hipotezy, udowodnił i pokazał nam na tym forum już wielokrotnie.
Póki nie nabierze Pan więcej doświadczenia, póki nie zapozna się Pan z większą ilością fachowej literatury oraz zabytków, póki nie zacznie Pan podchodzić krytycznie i obiektywnie do swych dotychczasowych przeświadczeń, przekonań i własnych pomysłów odnoszących się do sfery historii architektury i sztuki jak też samej historii Grudziądza ( ale nie tylko jego ) nie może Pan liczyć ani na poważne przyjęcie i otwarty stosunek środowiska naukowego, ani na głosy pochwały czy milczenie z mej strony. Sądzę, że należy wziąć pod rozwagę i taką możliwość, że Nikt nie podejmuje czy nie podejmował się z Panem dotychczas polemiki na pewne tematy bo uznawał to za sprawę beznadziejną a część Pańskich hipotez uznawał za śmieszne i niewarte komentowania. Proszę się nie obruszać i nie obrażać na moje ostre słowa, za krytykę z mej strony, za karcenie Pana: nie robię tego jednak wyłącznie we własnym interesie i wyłącznie dla zaspokojenia swych potrzeb, ale także a może przede wszystkim, by w końcu zastanowił się Pan głębiej i wnikliwiej nad wieloma swymi bardzo pochopnie stawianymi, często wręcz absurdalnymi interpretacjami czy ideami, które mogą zaszkodzić nie tylko Panu ale po prostu wprowadzić dziesiątki ludzi w błąd i siać zamęt, nieprawdę. Rozumiem, że można wysuwać jakieś tezy do dyskusji i rozpatrzenia, ale rzucać je tak pewnie a bez należytego sprawdzenia, bez bazy dowodowej i w dodatku z takim przekonaniem o swej słuszności – jak czyni to Pan – takie zachowanie budzi niepokój i mój sprzeciw.
Jerzy Serafin