hubertkm Wrote:
To ja może wyjaśnię, o co mi chodziło. Parę lat temu Zbyszek Sobczuk, lubelski kurator i "galernik"
zorganizował był sporą imprezę poświęcona tematyce Formy Otwartej Oskara Hansena. Było kilka wystaw i konferencja naukowa, w której brał udział również rzeczony Czesław Bielecki.
Napadał na każdego, nie zgadzał się z nikim, nawet, kiedy ktoś w zasadzie potwierdzał czy wspierał to, co on sam powiedział w swoim wystąpieniu. Nieważne było meritum, ważne było, że on jest on. I już.
To potwierdza to co napisał po spotkaniu z nim mój kolega, który był do niego nastawiony bardzo pozytywnie:
[quote]Spotkałem się z Czesławem Bieleckim - na jego prośbę. To, co napiszę teraz, jest moim subiektywnym odczuciem po 1,5-godzinnym spotkaniu.
To było jedno z najbardziej przygnębiających, nieprzyjemnych doświadczeń, jakich kiedykolwiek w życiu do...znałem. Byłem przesłuchiwany, manewrowany, pouczany, stałem się odbiorcą arogancji, makiawelicznego, pokrętnego toku myślowego i zachowania. Starłem z górą widzącą tylko swój szczyt, zapatrzoną w swoją wielkość, zakrytą wielką chmurą dumy, wyniosłości, pychy. Czułem, jakbym to ja kandydował na prezydenta Warszawy i był przez Pan Bieleckiego poddawany ocenie, był pouczany, poprawiany, nastawiany na właściwe tory.
Nie zostałem zapytany, czy chcę współpracować (a nie chcę) w komitecie wyborczym, tylko od razu dostałem przydział zadań!!! Spotkałem się z brakiem wiedzy o podstawowych mechanizmach funkcjonowania miasta, obietnicami bez najmniejszego pokrycia. Na pytania otrzymywałem: pokrętne, atakujące pytania, a nie odpowiedzi, na pytanie o metodę wybudowania obwodnicy śródmieścia w 1,5 roku otrzymałem odpowiedź, żebym przyszedł na konferencję 4 listopada, to się dowiem.
Mam poczucie autentycznej, głębokiej porażki, fatalnego potraktowania, nieprzygotowania człowieka kandydującego na najwyższy urząd w strukturze warszawskiego samorządu, spotkałem z niewiedzą, pokrętnym zachowaniem, manipulacją, arogancją, pychą! To było gigantycznie nieprzyjemne, przykre, frustrujące doświadczenie, które bardzo wiele mnie nauczyło, ale i przyniosło poczucie porażki, braku oparcia, nadziei, nie wzbudziło mojego szacunku, pozostawiło głęboki niesmak z domieszką zażenowania. A przypominam: spotkanie odbyło się z inicjatywy Pana Bieleckiego. Człowiek ten nie oddał strzału we własna stopę, tylko całą serię z broni maszynowej!
Gdyby zdarzyło się, że zostałby prezydentem - to sam na spotkaniu roztoczyłem wizję, że praca w ratuszu wyglądałaby tak, jak to spotkanie. Finalnie: wiceprezydenci wyskoczyliby przez okno, urzędnicy zwolnili się po dwóch tygodniach. Na Placu Bankowym byłby stos ciał, a na ich szczycie dumny Pan Bielecki z dymiącą lufą armaty. Nie ukrywam - jestem wręcz w szoku, jak kandydat na prezydenta potrafi spacyfikować swój potencjalny elektorat. To jest przykład astronomicznej, gigantycznej arogancji, pychy i całkowitego zaślepienia. Nie dziwię się, że nad właśnie tym kandydatem unosi się duch tylko jednej, "właściwej" partii!