no - zgadza się! Niektóre powyższe stanowią dość bliskie analogie. Jak na moje oko to są to przede wszystkim te przykłady francuskie - najstarsze, "donżonowate", oraz przypadek z Abbach plus w jakimś tam stopniu ten z Neuenburgu. W mej ostatniej rozmowie z Panem Rolandem Mruczkiem wieża lubelska także się pojawiła (obok grudziądzkiej, głogowskiej, turaidzkiej i kilku innych ).
Pan Roland zwrócił mi uwagę na rzecz, o której zapominałem do tej pory czy z której nie miałem okazji zdać sobie sprawy, bo właściwie jeszcze na poważnie wieży głównej z zamku w Lublinie nie wziąłem na warsztat: wymiary tego zabytku są nietypowe, bardzo znaczne, o wiele większe niż typowych wież cylindrycznych w typie zestandaryzowanego bergfriedu, jakich liczne przykłady przetrwały na ziemiach polskich czy też czeskich lub niemieckich. Oto bowiem na wzgórzu zamkowym w Lublinie wznosi się obiekt o średnicy zdaje się 15 m! Zwróćmy też uwagę na proporcje - mimo tak wielkiej średnicy mury "tylko" 3,6-3,5 m grubości ( mam nadzieję, ze dysponuję dobrymi danymi, odczytuję je z publikowanego w książce z 1959 r. przekroju ). Zatem stosunek szerokości muru do średnicy całości założenia ( liczony w najniższej kondygnacji, wyżej zresztą praktycznie się nie zmieniający ) to 1:4 lub nawet 1:4,2 ( w Klimku jest czy było to 1:3, w Radośnie - 1:2,5, w Rogowcu - 2,6, w Lipowcu - 1:3,2-3,3, w Głogowie - 1:3,2, w Legnicy [ św. Piotra ] - 1:3,25, w Turaidzie - 1:4,3 - itd. ). Stąd też powierzchnia kondygnacji np. w Klimku równała się nieco ponad 7 metrom kwadratowym, w Głogowie było to 9-10 m2, w Legnicy ok. 20 m2, zaś w Turaidzie i w Lublinie aż ok. 40 m2 czy wręcz przeszło tyle! Jest oczywiste, że przy w miarę podobnej liczbie poziomów w każdej z tych wież ( minimum 4 [ Legnica ], przeważnie 5-6, maksimum 7 [ Turaida ] ) sposób użytkowania, przeznaczenie tych tworów różniło się. Można uznać, że "profil użytkowy" dzieł z Grudziądza, Głogowa, Lipowca, Radosna, Rogowca etc. był tożsamy z funkcją bergfriedu, czyli wieży stricte obronnej, gdzie funkcje mieszkalne zostały zminimalizowane, natomiast innego rodzaju życie toczyło się w potężnych, wyposażonych w obszerne wnętrza wieżach lubelskiej i turaidzkiej. Wydają się one być najwcześniejsze typologicznie - to znaczy najbardziej zbliżone do donżonu. Są to zabytki stojące na pograniczu, nie wykluczone, że najstarsze - obok nieco innych typologicznie i formalnie wież legnickich, datowanych dość pewnie na podstawie innego rodzaju przesłanek. Skłaniałbym się za datowaniem wieży w Turaidzie na okres jeszcze przed 1250 rokiem. Obiekt lubelski także mógł powstać równie wcześnie, choć biorąc pod uwagę okoliczności historyczne stawiałbym tu jednak na 3 ćw. XIII w., na okres po II najeździe tatarskim ( 1259 ).
Najbardziej 'wstrząsająca' i budząca mój sprzeciw była opinia mówiąca, iż donżon/stołp z Lublina ma genezę ruską i jest związany z inwestorem ze wschodu - co potrafię sobie tylko wytłumaczyć brakiem znajomości nowszych badań. Lecz przecież Lublin nie znalazł się na żaden praktycznie okres we władaniu władców ruskich, był co najwyżej przez nich najeżdżany, zdobywany i niszczony, i to chyba nawet bez grodu, który zdaje się opierał się tym akcjom (proszę osoby bardziej ode mnie obeznane z historią Lublina o poprawienie mnie, w wypadku, gdybym się mylił ). Pomijam już fakt, że technika i materiał budowlany są raczej zachodnie, nie mówiąc już o formie, która wydaje się być wybitnie łacińskiej proweniencji. Na Rusi takich wież nie spotykamy, bo przecież nie można tu porównywać dzieł z Czartoryjska i Kamieńca Litewskiego do zabytku lubelskiego - oba wymienione założenia reprezentowały inne rozwiązania, nie operowały najpewniej sklepieniami, miały znacznie mniejsze wymiary i bliżej im było do wież ostatecznej obrony i strażniczych zarazem - czyli były czymś na kształt klasycznych bergfriedów, nie przedstawiając takiej komplikacji form i typów jaką to oglądać możemy w Lublinie.
Teza Kutyłowskiej, iż obie cylindryczne wieże ruskie mogły być naśladownictwem wieży lubelskiej jest mym zdaniem bardzo prawdopodobna.
Już zupełnie mnie załamało powołanie się Mruczka na Rappaporta i jego pomysł istnienia grupy "wież/baszt wołyńskich" wzniesionych przez władców ruskich. Współczesne badania ideę tą dość przekonywująco obaliły, zaś Pan Mruczek się do niej odwoływał jak gdyby nigdy nic... Cóż, trzeba to zwalić na karb tego, że facet jest zapatrzony w Śląsk i zachód, nawet zabytków z Mazowsza i Małopolski czy Pomorza nie zna zbyt dobrze, a Ruś to dla niego pewnie w znacznie większej jeszcze mierze 'ziemia nieznana'.
A teraz krótkie odniesienie się do uwagi czy pretensji Pana Marka.
Moja krytyka Pana Pawłowskiego ( skądinąd zacnego i zasłużonego badacza zabytków średniowiecznego budownictwa obronnego w Polsce ) odnosiła się do poniższego Pańskiego komentarza:
Wrote:
Ten wybitny znawca architektury krzyżackiej nie wykluczał hipotezy, że Klimek mógł być początkowo tez wieża mieszkalną.
Jeśli Pan Pawłowski rzeczywiście stał na takim stanowisku to mogę tylko wyrazić ubolewanie, że tak - zdawałoby się - dobry naukowiec może się wpuścić w takie maliny. Pan Antoni niewątpliwie był profesjonalistą, nie specjalizował się jednak w zamkach w ogóle, lecz w archeologii zamków krzyżackich i w archeologii gródków stożkowatych, o których pisał pracę doktorską ( dość słabą zresztą mym zdaniem, czy może nie do końca spełniającą me oczekiwania, lecz na swe czasy dość istotną ). Nie wydaje mi się by reprezentował on ten sam poziom wiedzy syntetycznej, ogólnej co np. Pan Rozpędowski, Pan Boguszewicz, Pan Kajzer i Pan Mruczek - zajmujący się budownictwem obronnym w znacznie szerszej skali i z głęboką znajomością realiów europejskich. Dlatego nie mam powodu by wątpić w rzetelność badań archeologicznych czy architektonicznych Pana Pawłowskiego, wątpię jednak - jeśli przytoczona przez Pana opinia jest prawdziwa - w jego oceny ogólne, interpretacje. stąd moja zdecydowana odpowiedź wówczas zanotowana na forum. Do oceny odkryć jest potrzebna jednostka o szerokim horyzoncie badawczym, potrafiąca myśleć wszechstronnie. Chyba nie taką rolę dla siebie wyznaczył sam Pan Pawłowski, skupiający się bardziej na studiach terenowych, analitycznych niż teoretycznych, syntetyzujących naszą wiedzę.
Dlatego mogę się tylko po części zgodzić z Panem, gdy pisze Pan, że przeholowałem wyrażając tamte zdanie. Nie mogę go nazwać "autorytetem w dziedzinie zamków", był jednym z wielu zasłużonych badaczy, ale nie autorytetem. To kwestia wyczucia proporcji. Czy Pana Francke, Pana Romanowa czy Pana Macieja Małachowicza nazywać też mamy autorytetami? Przecież te osoby to bardzo podobny kaliber naukowca. W istocie nie uświadomiłem sobie, że Antoni Pawłowski pracujący niegdyś w 'mym' Instytucie (Instytucie Historii Architektury sztuki i Techniki) to ten sam, który działał w Malborku, Kwidzynie, Grudziądzu etc. Nie uświadomiłem sobie więc, że rzeczywiście mógł on mieć drugi fakultet z architektury lub przynajmniej tytuł doktora nauk technicznych ( tak jak później uczynił to Roland Mruczek - skończył archeologię, lecz doktorat napisał na Politechnice, we wspomnianym IHASiT). Nie zmienia to jednak faktu, że kimkolwiek byłby Pan Pawłowski, jakiekolwiek miałby wykształcenie, twierdzeniem, że Klimek był wieżą mieszkalną tylko by się ośmieszał czy tracił wiarygodność.
To tyle z mej strony gwoli wyjaśnienia. Esencją tego co chciałem powyżej powiedzieć, jest to, że nie ma sensu powoływać się ślepo na autorytety ( czy "autorytety" ) - trzeba włączać do działania swe krytyczne myślenie i weryfikować samodzielnie poglądy nawet najbardziej genialnych kastellologów.