Nie wiem, czy wy też zauważyliście taka prawidłowość, ale im większa 'dziura' w Polsce, tym bardziej ciekawa jej historia i większa szansa na znalezienie ciekawej ruiny.
Zauważyłem też inną prawidłowość - im większa bieda, tym mniej turystów i gorsza informacja.
Przypadkiem znalazłem ciekawy tekst, ciekawy ze względu na mapkę obiektów, gdzie doraźnie się cokolwiek robi.
Mnie faktycznie zaskoczył w zeszłym roku Gostynin i rok wcześniej Iłża.
Bezrobotni chronią zabytkiJulita Żylińska-Imiołek
Bezrobocie to marazm, bezsens, zawieszenie i złość. W miastach i miasteczkach ludzie bez pracy czują się tak samo. Praca daje poczucie bycia potrzebnym. Ponadto praca, której efekty są odczuwalne i podziwiane przez innych daje jeszcze satysfakcję. 281 bezrobotnych w 12 powiatach województwa mazowieckiego miało sposobność odczuć satysfakcję, bo przez 6 miesięcy odnawiali zabytki w ramach programu “Bezrobotni w służbie ochrony zabytków”.
- Konserwatorzy nie mają pieniędzy na renowację zabytków – podkreśla dyrektor Muzeum Łazienki Królewskie prof. dr hab. Marek Kwiatkowski, inicjator programu. Bezrobotni skierowani przez Urząd Pracy w ramach robót publicznych wykonywali nie tylko proste prace porządkowe, ale pod okiem konserwatora wykonywali również pewne prace renowacyjne. Bezrobotni stolarze, malarze, kamieniarze, brukarze, choć nie byli specjalistami od renowacji – ich kwalifikacje bardzo się przydały. Ich praca to nie tylko wybrukowane alejki, pomalowane ławki, uporządkowane parki i cmentarze, ale również odrestaurowane rzeźby w Galerii przy Zamku w Szydłowcu, odnowione nagrobki, naprawiona podłoga w salach Pałacu na Wyspie w Łazienkach, czy odmalowana sala Pałacu Myślewickiego.
Początki w Łazienkach
Łazienki Królewskie – niegdyś letnia rezydencja króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, dziś miejsce odwiedzane przez miłośników zabytków i strefa relaksu dla zabieganych Warszawiaków. Wiosną alejki Parku Łazienkowskiego zapełniają się zakochanymi parami i rodzinami z dziećmi karmiącymi kaczki i wiewiórki. Latem odbywają się tu koncerty chopinowskie i imprezy masowe.
Dla Warszawiaków Łazienki to przede wszystkim pomnik Chopina, Pomarańczarnia, Pałac na Wyspie i park. Ale Łazienki to 80 ha powierzchni i 40 budynków, a wszystko to stanowi obiekt muzealny. – Nie ma w Europie drugiego takiego parku - mówi z dumą prof. Marek Kwiatkowski, dyrektor Łazienek. Muzeum od lat boryka się z problemami kadrowymi i finansowymi, a 200 pracowników nie jest w stanie ze wszystkim się uporać. Mimo to, w ostatnich dwóch latach Łazienki wyładniały – alejki są posprzątane, ławki, balustrady i barierki okalające pomniki pomalowane, wyczyszczone kosze na śmiecie. To za sprawą bezrobotnych, którzy od 2001 r. pomagają utrzymać porządek, czyszczą obiekty, pod okiem konserwatora dokonują renowacji i napraw, wykonują również prace wewnątrz obiektów. Od wiosny do jesieni 2003 r., w Łazienkach pracowało 55 bezrobotnych – stolarze, ślusarze, malarze, hydraulicy, ogrodnicy, kamieniarze, dekarze, brukarze. – To jest dobrodziejstwo dla zabytków, które są naszą wizytówką i dobrodziejstwo dla tych ludzi – mówi prof. Kwiatkowski o zatrudnianiu bezrobotnych przy ochronie zabytków.
Na etacie
Rozmawiam ze Stefanem Gajewskim, 55 letnim stolarzem. To jeden z bezrobotnych pracowników dyrektora Kwiatkowskiego. Młodzieńcza sylwetka, robocze ubranie, precyzyjnie odpowiada na moje pytania, chociaż unika mówienia o własnych odczuciach. Na zasiłku był dwukrotnie – pierwszy raz przez 18 miesięcy, w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, potem pół roku w 2001. – Było ciężko, ale trzeba było się pogodzić i siedzieć w domu – krótko podsumowuje tamten okres pan Stefan. Po usilnych namowach opowiada dalej. - Żyliśmy z zasiłku przedemerytalnego żony - 520 zł miesięcznie, poza tym bez pracy czułem się kiepsko – dodaje. Poza finansami panu Stefanowi dokuczał dłużący się czas, bezczynność. Był zły, że pomimo dobrego stanu zdrowia i długiego stażu, nie może dostać pracy. – Przepracowałem 30 lat w kilkunastu zakładach pracy, nie przypuszczałem, że dożyję takich czasów. Próbował znaleźć pracę w innym zawodzie - Przez 15 miesięcy byłem ochroniarzem, ale to były tylko zlecenia.
W styczniu 2003 r. był po raz kolejny bezrobotny, tym razem już bez prawa do zasiłku. O programie dowiedział się z radia. - Siedziałem w domu i usłyszałem w radiu, że Łazienki będą zatrudniać – opowiada pan Stefan. - Wtedy wziąłbym każdą robotę, ale tak się szczęśliwie złożyło, że potrzebowali do stolarki – mówi. Bo pan Stefan lubi swój zawód, zawsze pociągało go drewno. Zgłosił się bezpośrednio do Łazienek, później dopełnił formalności w Urzędzie Pracy i został zatrudniony w kwietniu 2003 r. na 6 miesięcy w ramach robót publicznych, pracuje do dziś na umowę zlecenie. W tym pierwszym okresie w ramach robót publicznych robił ławki i skrzynki do kwiatów na teren Parku Łazienkowskiego, pasował i uszczelniał okna balkonowe w Pałacu na Wyspie, odnawiał drewniane podłogi. Pytam się z czego jest najbardziej dumny, wzbrania się przed odpowiedzią. – To powinien ocenić kierownik – uważa. Jednak po namyśle podnosi dywan i pokazuje mi podłogę w sali Pałacu Myślewickiego. Po bliższym przyjrzeniu się dostrzegam wstawione listewki. - Uzupełnialiśmy nawet 10 centymetrowe ubytki w podłodze, uzupełnienia robiliśmy z masywu dębowego – z resztówek – opisuje Pan Stefan. - Sporo zawdzięczam temu programowi, bo ciężko znaleźć pracę w moim zawodzie, a człowiek w moim wieku jest już dzisiaj prawie bez szans. Pracuję i jestem zadowolony – kończy rozmowę Stefan Gajewski.
Marek Młynarczyk pracuje w Łazienkach już na etacie. Ma 50 lat, jest malarzem, ale jak mi powiedział jak trzeba to i oszklić potrafi. Pan Marek jest krzepkiej postury, małomówny, gestykuluje – wyraźnie woli robić niż mówić. Zaczął pracę w 15 osobowej grupie w 2001 r. – Skierowali mnie z urzędu pracy, najpierw 3 miesiące, potem pół roku w 2002 r. i znowu pół roku w 2003 r. Początkowo malowałem ławki, kosze, wykonywałem prace murarskie i gospodarcze. Teraz pan Marek wykonuje również prace malarskie w obiektach zabytkowych. Bogdan Gałązka, kierujący pracami w Łazienkach wskazuje na salę Pałacu Myślewickiego, w której siedzimy – pomalował ją pan Marek. Gdy pytam co zawdzięcza programowi, zapada chwila ciszy, szuka słów, odpowiada – Ta praca ratuje moją sytuację, razem z żoną pracowaliśmy w jednym zakładzie, były zwolnienia grupowe...
Jak podkreśla Robert Kwiatkowski z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy, do robót publicznych w Łazienkach skierowani byli bezrobotni z niewielkimi szansami na znalezienie zatrudnienia na rynku pracy - w sile wieku, o tradycyjnych zawodach rzemieślniczych, ponad połowa pozostawała bez pracy dłużej niż 12 miesięcy. Pracę w Łazienkach postrzegali jako szansę na odmianę losu, było ogromne zainteresowanie programem, niektórzy wracali do wiosennych prac co roku.
– Przez 3 lata pracowało u nas w sumie ok. 115 bezrobotnych. To byli naprawdę pracowici ludzie i bardzo nam wdzięczni – mówi Bogdan Gałązka, główny specjalista ds. Administracyjno-Technicznych w Łazienkach Królewskich, współtwórca programu.
Program w terenie
Zdaniem dyrektora Łazienek konserwatorzy nie mają pieniędzy na renowację zabytków. – A one nie mogą zniknąć – to są dowody naszej tożsamości, symbole naszej kultury. Poza tym bez krajobrazu, zabytków nie mamy szans na przyciągnięcie turystów – podkreśla profesor. Dlatego zdecydował się na rozszerzenie programu. Wraz ze Stanisławem Stęclikiem, ówczesnym pracownikiem Wojewódzkiego Urzędu Pracy zainicjowali program “Bezrobotni w służbie ochrony zabytków” w powiatach.
Wojewódzki Urząd Pracy, Mazowiecki Konserwator Zabytków, Muzeum Łazienki Królewskie i Wydział Rozwoju Regionalnego Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego rozpoczęli cykl spotkań w celu ustalenia listy zabytków i liczby podmiotów biorących udział w programie. Efektem była lista obiektów w 13 powiatach, gdzie sytuacja zabytków jest dużo gorsza aniżeli Łazienek Królewskich. Z końcem I kwartału 2003 r. przystąpiono do realizacji programu. - Wyszliśmy w teren, przekonywaliśmy do programu starostów, burmistrzów i wójtów - mówi profesor Kwiatkowski.
– Z przyjęciem programu w powiatach było różnie - mówi Stanisław Stęclik. Niektórzy podeszli do programu otwarcie i entuzjastyczne np. starosta Iłży czy burmistrz Szydłowca. Zdarzało się jednak, że współpraca między burmistrzami a starostami nie układała się – jedna strona była bardziej zaangażowana od drugiej. Tak było w przypadku projektu renowacji kolejki wąskotorowej, przebiegającej przez Mławę, Przasnysz i Maków Mazowiecki. – Chętnie włączyli się wójtowie, a starostowie niezbyt aktywnie uczestniczyli w projekcie – wyjaśnia Stanisław Stęclik. Nie mniej jednak w lipcu ub. r., po raz pierwszy od trzech lat uruchomiono kolejkę. Uzupełniono rozkradzione tory, uprzątnięto teren, wycięto chaszcze. Kolejka stała się pretekstem do powstania szerszego projektu ożywienia gospodarczego tego regionu opartego na inwestycjach infrastrukturalnych i rozwoju turystyki.
Maków Mazowiecki, 11 tysięczne miasto, 77 km od Warszawy – 2 godziny PKS-em. Wysiadam przy ulicy Kościuszki - Urząd Miasta, obok Miejski Dom Kultury. Dalej idę ulicą Przasnyską, do Powiatowego Urzędu Pracy. Po drodze małe sklepiki w domkach obłożonych pożółkłymi panelami, kilka punktów usługowych, żadnych knajpek, kawiarenek, domki mieszkalne, za zakrętem klockowate budynki – może hurtownie, może biura, może puste… Mijam fabrykę wyrobów metalowych - Mafamet – szary ponury budynek z rzędami okien, opatrzony starym neonem – wizytówka socrealizmu, teraz zakład prywatny, Fabrykę Elementów Złącznych – ledwo odczytałam wybrakowany napis wymalowany na odpadającym płatami białym tynku. – Mafamet kiepsko prosperuje, druga fabryka zwalnia, zaczęły się zwolnienia grupowe w cukrowni w Krasińcu koło Makowa, wciąż ktoś się rejestruje - mówi pani Teresa Dworecka, starszy inspektor w Powiatowym Urzędzie Pracy. W Makowie zainwestował Onken, jednak zatrudnia jedynie 30 osób. – Nasi bezrobotni mieli nadzieję, że zatrudnią więcej ludzi – dodaje pani Teresa. Tutaj nawet krótkotrwałe zatrudnienie podczas robót publicznych ma znaczenie. Miało też dla Joli.
Jola marzy o założeniu rodziny i o tym, żeby jej dzieci miały to czego ona nie miała – kochających rodziców, wykształcenie. Ale do tego potrzebuje 2 rzeczy – pracy i własnego mieszkania. O mieszkanie komunalne stara się od 2 lat. Póki co wraz z bratem i siostrą z dzieckiem mieszkają w mieszkaniu po babci – bez łazienki i z kuchnią na opał. Na zimę siostra wyjeżdża do ojca dziecka, do Krasińca. Jola od 9 tego roku życia przebywała w domu dziecka, skąd uciekała do babci, której sąd nie przyznał opieki, nie skończyła szkoły. Po ukończeniu 18 lat, już na stałe zamieszkała z babcią, żyły z emerytury. – Jak zmarła babcia, to próbowałam rozejrzeć się za jakąś pracą, potem chodziłam na puszki, latem zbieram truskawki – opowiada Jola. - Bez pracy nic nie ma, nie ma na chleb – unosi się Jola. - Praca by dużo zmieniła w moim życiu, na opłaty bym miała, na jedzenie bym miała, nie musiałabym się tak martwić – podsumowuje. Jola nigdy nie miała stałej pracy i jak sama mówi nie widzi na nią szans. - Skończyłam tylko podstawówkę i nie mam znajomości ani rodziny, a praca jest tylko dla swoich – mówi Jola. Więc czeka na kolejne prace przy cmentarzu. Brakuje jej 6 miesięcy do zasiłku. W ramach programu pracowała od czerwca do grudnia zeszłego roku, głównie na cmentarzu żołnierzy radzieckich z okresu II wojny światowej i trochę na starym cmentarzu katolickim. - O pracy dowiedziałam się od koleżanki, potem wychodziłam u burmistrza – opowiada Jola. – Chodzę do niego co tydzień dowiedzieć się, czy czegoś dla mnie nie ma – dodaje. Na cmentarzu żołnierzy radzieckich wraz z pięcioma innymi bezrobotnymi porządkowała alejki, przycinała żywopłot, czyściła tablice nagrobkowe. – Alejki były tak zarośnięte, że nie było ich w ogóle widać – mówi Jola. Uważa, że jest jeszcze wiele do zrobienia, żeby cmentarz wyglądał tak jak kiedyś - Kiedyś były sadzone kwiaty, ziemia była pielona, a teraz wszystko trawą zasiane. - Mogłoby być więcej takich prac, zamiast tych przetargów dla firm – mówi Jola o programie. - U nas firma park porządkowała, potem nawet nie zgrabili, niedokończone zostawili, a przecież mogliby to bezrobotni zrobić – wyjaśnia.
W niektórych z powiatów biorących udział w programie “Bezrobotni w służbie ochrony zabytków” bezrobocie sięga 27-28 proc. (radomski, szydłowiecki). Dla powiatu szydłowieckiego, gdzie stopa bezrobocia jest najwyższa, ten program to kropla w morzu potrzeb; mimo to został gorąco przyjęty przez burmistrza Szydłowca Andrzeja Jarzyńskiego.
- Jestem ogromnie rad, że taki projekt mógł się odbyć w Szydłowcu. - Ludzie, którzy do tej pory czuli się niepotrzebni, mogli coś zrobić dla swojego miasta. Przy regulowaniu rzeki Korzeniówki pracowali w wodzie nawet w listopadzie i grudniu. Być może to kropla w morzu potrzeb, ale 46 osób to 46 rodzin, a w każdej po 2-3 dzieci. Dzięki temu programowi te rodziny przez pół roku miały utrzymanie.
W realizację programu w Szydłowcu włączyli się również okoliczni kamieniarze – przekazując kamienie na cokoły pod eksponaty przekazane przez Muzeum Rzeźby Współczesnej w Orońsku. Efekt to Galeria Przyzamkowa złożona z odnowionych rzeźb z Orońska. Poza tym wyremontowane sale renesansowego Zamku, wyremontowane wejście i schody do Muzeum Instrumentów Muzycznych w Zamku, odnowione nagrobki m.in. z okresu I wojny światowej i pomnik nieznanego żołnierza na cmentarzu katolickim, uporządkowany cmentarz żydowski, uregulowany brzeg rzeki Korzeniówki, uporządkowany Park Radziwiłłowski. Jednak potrzeb jest wciąż wiele. – W samym Zamku mamy jeszcze na kilka lat pracy – mówi dyrektor Muzeum Instrumentów Muzycznych w Szydłowcu, dr Stefan Rosińki. Zamek zniszczony jest nie tylko historycznymi zaszłościami, ale również nieudolnymi renowacjami z lat 60 i 70-tych.
Mapka – Realizacja programu w województwie mazowieckim
W sumie program został zrealizowany w 12 powiatach, w czasie pół roku zatrudnionych było 281 osób. Tak jak w przypadku Łazienek, wynagrodzenia w całości lub w części pokrywał Fundusz Pracy, a koszty materiałowe – gminy bądź sponsorzy. W Łazienkach refundację na materiały przekazało Ministerstwo Kultury.
Plany
9 stycznia w Pałacu Myślewickich w Łazienkach o przyszłości programu rozmawiali uczestnicy projektu. Projekt w 2003 zakończył się z sukcesem - z 13 wytypowanych powiatów wzięło w nim udział 12 (oprócz przasnyskiego). Zostały w nich przeprowadzone najpilniejsze prace, ale potrzeb jest jeszcze dużo. - Stan zabytków w województwie mazowieckim jest bardzo zróżnicowany. Z jednej strony przykłady spektakularnych renowacji, a z drugiej strony zdewastowane, niszczejące obiekty – mówi Jacek Laskowski, Z-ca Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków.
Teraz chcieliby rozszerzyć listę obiektów, zaangażować więcej powiatów, a nawet nadać programowi charakter ogólnopolski. – Podczas spotkania podsumowującego realizację programu zwróciliśmy się w tej sprawie do Ministerstwa Kultury oraz do Ministerstwa Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej – mówi Lech Antkowiak Zastępca Dyrektora Gabinetu Wojewody.
Wiceminister gospodarki i pracy Marek Szczepański, który brał udział w tym spotkaniu nie jest pewien, że to musi być program globalny. - To może być program lokalny, bo nic nie stoi na przeszkodzie, aby burmistrz w połączeniu ze starostą porozumiał się z instytucją, która nadzoruje dany zabytek, aby można było zatrudnić osoby bezrobotne. Nawet jeżeli będą potrzebne pieniądze z rezerwy Funduszu Pracy na poziomie centralnym, to może o tę rezerwę występować samorząd szczebla lokalnego, czyli powiat – mówi wiceminister Szczepański. - Natomiast widzę rolę ministerstwa, aby promować dobre przykłady – jeżeli program sprawdził się na terenie Mazowsza, a wszystko wskazuje na to, że tak, to ja jeżdżąc po kraju mówię o tym – dodaje.
To co jest niezbędne przy tego typu projektach, to zdaniem wiceministra współpraca na szczeblu lokalnym. - Burmistrz, który chce przyciągać pieniądze i mieć ładnie zagospodarowane zabytki nie może z powodów formalnych występować o środki z Funduszu Pracy. Może to zrobić tylko starosta. Czyli bez porozumienia obu tych szczebli nie ma mowy o powodzeniu takich programów – przytacza przykład Szydłowca wiceminister.
Ażeby zwiększyć zasięg działania program potrzebuje większych funduszy, niż te przyznawane z Funduszu Pracy w ramach robót publicznych. - Będziemy się starali, żeby ten program współfinansować z europejskich funduszy strukturalnych – mówi Tomasz Majewski z WUP. Ma on nadzieję, że to się uda jeszcze w tym roku. - O płace będziemy się ubiegać z Europejskiego Funduszu Społecznego, natomiast o nakłady na materiały potrzebne do renowacji z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.
- Ten program ma duże szanse na uzyskanie finansowania z funduszy strukturalnych, bo realizuje dwa cele, które stoją za tymi funduszami – od strony Europejskiego Funduszu Społecznego daje szansę na aktywizację zawodową osób bezrobotnych, a od strony rozwoju regionalnego zwiększa atrakcyjność turystyczną terenów – zapewnia minister Szczepański. - Wszystko tkwi w umiejętności napisania dobrego wniosku – dodaje.
- To czego ja bym sobie życzył po rozszerzonym, zmodyfikowanym programie to położenie większego nacisku na zmianę i podnoszenie kwalifikacji osób tam zaangażowanych. Jeżeli zakładamy, że będzie więcej pieniędzy na inwestycje w zakresie ochrony zabytków i że obecna kadra nie jest dostatecznie liczna, to należałoby pomyśleć na poziomie lokalnym i regionalnym o tym, aby dawać szansę w ramach tego programu nie tylko na osiąganie dochodu przez kilka miesięcy, ale także zdobycia nowych kwalifikacji, które dadzą szansę na zatrudnienie już w formach niesubsydiowanych. Jeżeli się to uda, będzie to korzystne dla tych osób, dla społeczności lokalnej i państwa jako takiego – podsumowuje wiceminister Szczepański.
Program “Bezrobotni w służbie ochrony zabytków” rozwijał się na tyle obiecująco, że powstaje Komitet Sterujący programem w roku 2004, któremu przewodniczy prof. Kwiatkowski, a w skład którego wejdą przedstawiciele: Wojewódzkiego Urzędu Pracy, Mazowieckiego Konserwatora Zabytków, Administracji Muzeum Łazienek Królewskich, Wydziału Rozwoju Regionalnego Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego i Departamentu Strategii, Rozwoju Regionalnego i Funduszy Strukturalnych Urzędu Marszałkowskiego. W komitecie będzie również Stanisław Stęclik. Patronat nad programem objął Wojewoda Mazowiecki Leszek Mizieliński. O patronat poproszony został również Marszałek Województwa Mazowieckiego Adam Struzik.
Główni inicjatorzy programu “Bezrobotni w służbie ochrony zabytków” - prof. Marek Kwiatkowski, Stanisław Stęclik przeszli od lokalnej inicjatywy do programu, który być może będzie realizowany w całej Polsce. Udowodnili, że roboty publiczne nie muszą się ograniczać jedynie do prostych prac fizycznych, a ich efekty przynoszą podwójną korzyść – bezrobotni pracują i chronią zabytki. Świadomość sukcesu może pomóc twórcom projektu w dalszym rozwijaniu programu, może być szansą na objęcie nim dalszych powiatów i województw. Ale w tej szansie tkwi też zagrożenie, bo wiele inicjatyw lokalnych przeniesionych na skalę kraju utraciło swój rozmach, utopiło się w biurokracji, gubiąc po drodze zaangażowanie.
BTW nie wiem czy wiecie, ale się zanosi na to, ze stolicą Mazowsza będzie... Radom
Mazowszu z Warszawą nie po drodze - uważają członkowie Wspólnoty Samorządowej. Chcą zmobilizować parlamentarzystów i samorządy do przygotowania projektu wyłączenia stolicy z województwa
- Obecna struktura administracyjna ma negatywny wpływ na sytuację w Radomiu, powoduje dramatyczny regres gospodarczy w mieście i regionie. Przez bogatą stolicę nie dostajemy pomocy unijnej, a w tym czasie olbrzymie pieniądze trafiają na Śląsk, czy na tak zwaną Wschodnią Ścianę. To trzeba zmienić - argumentuje Mirosław Rejczak ze Wspólnoty Samorządowej. Dlatego WS postuluje, aby rozpocząć działania na rzecz utworzenia nowego województwa Mazowieckiego, w którym nie będzie Warszawy. Jak mówi, Wspólnota chce iść śladem Koszalina, który złożył już projekt utworzenia województwa środkowo-pomorskiego.
- W ciągu najbliższych czterech tygodni zorganizujemy konferencję z udziałem pana premiera, być może wicepremiera Ludwika Dorna, parlamentarzystów, europosłów. Chcemy wykorzystać dobrą atmosferę w obecnym Parlamencie i wierzymy, że przy aktywnym udziale samorządów Mazowsza uda nam się taki projekt zmian administracyjnych przygotować - informuje Rejczak. Na razie nie chce mówić o szczegółach projektu. Wiadomo tylko, że Wspólnota rozważa dwa warianty zmian administracyjnych: Mazowsze z wyłączeniem stolicy lub dwa nowe województwa mazowieckie: północne i południowe także bez Warszawy.
Pomysł nie jest nowy, ale jak najbardziej zasadny. Z bogatą Warszawą na Mazowszu przestaniemy dostawać pieniądze z UE, bo stolica znacznie zawyża nam średnie zarobki. Jak się ją wyłączy, to okazuje się, że region jest biedny i sporo mamy tu do nadrobienia do reszty kraju. Dlatego nie widzę żadnych przeszkód, aby wreszcie zrealizować projekt statystycznego wyłączenia Warszawy, nawet bez przenoszenia gdziekolwiek siedzib urzędu wojewódzkiego czy marszałkowskiego. Bo tu nie chodzi o politykę a o finanse i zdrowy rozsądek.
Szkoda, że nikt ze mną się w tej sprawie nie skontaktował i szkoda, że realizację projektu zaczyna się bez udziału wszystkich uczestników przedsięwzięcia tylko od ogłoszenia przed kamerami. Ja jestem gotowy do takich rozmów, co więcej, w Płocku w 99 proc. mamy przygotowane merytoryczne uzasadnienie dla takiego projektu. Uważam, że jesteśmy w stanie porozumieć się z samorządami i wspólnie przekonać parlamentarzystów, aby pomogli nam w projekcie, który już nawet nie podlega dyskusji czy, a kiedy powinien być zrealizowany.