Poniżej przedstawiam moje nie do końca uporządkowane uwagi na jej temat, trochę sprowokowane przez wypowiedź dr T. Ratajczaka. Publikacja miała swą promocję w trakcie targów książki we Wrocławiu w pocz. grudnia zeszłego roku. Cenę, za jaką była wówczas oferowana (promocyjną, w wysokości 59 zł; obecnie jest ona wyższa o kilka zł) uznać można za adekwatną do dość taniego sposobu wydania, niewielkiej liczby ilustracji i ich słabej jakości. "Atut" od dawna stawia raczej na "finansową dostępność" swych wydawnictw, co odbija się czasem na jakości edytorskiej.
Autorka bardzo dobrze
orientuje się w literaturze naukowej o charakterze historyczno-artystycznym, zarówno polskiej, jak i niemieckiej i czeskiej. Znacznie gorzej jednak jest zaznajomiona z literaturą dotyczącą interesujących ją zabytków, powstającą w środowisku badaczy architektury ze środowisk politechnicznych czy archeologicznych, a zawierającą jednak istotne z punktu widzenia jej badań informacje. Kaczmarek-Lo:w operuje dogłębną znajomością dziejów politycznych Królestwa Czeskiego w XV-XVI w., jak i historią rodów czy jednostek podejmujących się fundacji przez nią analizowanych. Zauważyć jednak można pewne braki w znajomości niektórych źródeł pisanych, gdy chodzi o szczegółowe problemy dotyczące pojedynczych zabytków uwzględnionych, choć marginesowo, w pracy.
O tym, jak Autorka traktuje architekturę, świadczy w jakiś sposób fakt, że licząca ponad 600 stron praca o ARCHITEKTURZE właśnie (a miejscami o urbanistyce)
nie została wzbogacona o choćby jeden plan budowli czy kompleksu zabytkowego (o przekrojach, planach w skali urbanistycznej czy historycznej ikonografii nie wspominając). I to nie pierwszy tego rodzaju "wyczyn" K. Kaczmarek-Lo:w. Popełniona przez nią, skądinąd oczywiście niezwykle cenna, wydana kilka lat temu w tej samej serii monografia twórczości Wendela Roskopfa prezentuje dokładnie te same błędy (zupełny brak planów i przekrojów obiektów i wnętrz, o jakich mowa w tekście, złej jakości fotografie).
Skoro przy
fotografiach jesteśmy - choć z racji wydrukowania ich w kolorze i na błyszczącym papierze ich czytelność jest lepsza, niż w opracowaniu twórczości Roskopfa, to nadal stanowią one znakomity przyczynek do rozważań nad umiejętnościami współczesnych badaczy architektury w zakresie wykonywania ostrych, poprawnie skomponowanych oraz odpowiednio skontrastowanych zdjęć...
Dodam, że wspomniana seria, do jakiej należy omawiana książka - nosząca nazwę "Studia z historii kultury Europy Środkowej" - ma wg mnie dość słabej klasy szatę graficzną i identyfikację wizualną, niepotrzebnie silące się na pewną "nowoczesność". Odnotować też trzeba bezszeryfową czcionkę w przypisach, czyli zabieg wg mnie niepraktyczny (tego typu czcionka wielu osobom przeszkadza w czytaniu drobnego tekstu). Są to oczywiście zastrzeżenia obarczające nie autorkę, lecz wydawnictwo i/lub inicjatorów serii, czego chyba już nie da się powiedzieć o - wołającym o pomstę do nieba, bo szalenie utrudniającym korzystanie z publikacji - braku indeksów!
Podkreślić należy, że dyskutowana praca w zasadzie dotyczy głównie, a miejscami nieomal wyłącznie
dekoracji architektury, i to właściwie z wyłączeniem zagadnień warsztatowych, a ze skupieniem się na aspektach znaczeniowych, symbolicznych, ikonograficznych. Bywają fragmenty, które stanowią właściwie tylko wyliczenie pochodzących ze wskazanego czasu tablic inskrypcyjnych, płyt heraldycznych czy portali zachowanych w danej kategorii obiektach. O ukształtowaniu całych budowli, oraz o tym czy i w jaki sposób całe bryły lub ich segmenty oddziaływać mogły na odbiorców w zakresie reprezentacji fundatora przeczytać tu możemy mało. To samo się tyczy kwestii czy i do jakiego stopnia układy wnętrz spełniały potrzeby reprezentacji (np. które kondygnacje zamków czy dworów miały funkcje reprezentacyjne, jak wyglądał sposób wykorzystania tych wnętrz, którędy w ramach rezydencji wiodła do nich droga itd.).
Pewne zdziwienie budzi też
relacja tytułu do rzeczywistego zasięgu chronologicznego. Rzecz ma dotyczyć lat ok. 1500 r., lecz w praktyce omawiana jest tu działalność budowlano-artystyczna od 3 ćw. XV w. aż po lata 70-te XVI stulecia. Nie chodzi o to, bym miał koniecznie coś przeciw temu: w wielu miejscach taki zakres chronologiczny można uznać za logiczny, w innych może mniej. Dla czytelnika takiego, jak ja, najważniejsze jest to, że jest więcej treści. Problem w tym tylko, że wskazane byłoby odzwierciedlenie stanu faktycznego w tytule (np. zamiast "około 1500 roku" bardziej pasowałoby "za Jagiellonów i pierwszych Habsburgów"
).
Zdarzają się drobne pomyłki związane z opisem rozplanowania (w sytuacji braku planu pozwalającego na weryfikację i zestawienie tekstu z ilustracją, mogące skutkować wprowadzaniem czytelnika w błąd). Mogą być one przypadkowe, ale mogą też świadczyć o niedostatecznej orientacji autorki co do faktycznego ustawienia obiektu względem stron świata, względnie o dość osobliwym pojmowaniu terminu >skrzydło< (np. budynek bramny zamku w
Brzegu został przez nią umieszczony w skrzydle płd.-zachodnim, podczas, gdy leży on przy południowym narożniku czworobocznego założenia, w "zachodniej" części skrzydła południowo-WSCHODNIEGO).
Występują tu też sytuacje świadczące o niewielkim doświadczeniu autorki w zakresie wiedzy o architekturze rezydencjonalno-obronnej w średniowieczu (jak np. uznawanie z większym prawdopodobieństwem, że zamek dolny w ramach warowni w
Kłodzku powstał w 1 poł. XVI w., podczas, gdy zgodnie z logiką i analogiami winien istnieć od XIV-XV w.).
Z niewiadomych dla mnie względów Autorka podaje, że wieża bramna zamku
ząbkowickiego jest zryzalitowana względem elewacji (podczas, gdy w ogóle z niej nie występuje), zaś o całym założeniu pisze jako o mającym w zamierzeniu fundatora posiadać na narożach wieże. W istocie są to nie wieże, a masywne basteje, w dodatku zaplanowane - co nieprzypadkowe! - przekątniowo, na dwóch przeciwległych narożach, o czym Autorka wspomina dopiero po pewnym czasie. Niestety jej krótka uwaga nt. ewentualnej proweniencji takiej dyspozycji wydaje się silnie chybiona. Kaczmarek-Lo:w stwierdza, iż miałby to być przejaw "szeroko rozumianych wpływów dworu praskiego" i wymienia w tym kontekście rozpoczęty ponad dekadę PO zamku ząbkowickim miejski pałac 'Porcia' w karynckim Spittal an der Drau, który - poza pewną wspólną cechą rzutu - reprezentuje formę istotnie odmienną, niż obserwowana w Ząbkowicach. Do tego Autorka, nazbyt silnie chyba kierując się tu poglądami A. Kwaśniewskiego, zbagatelizowała obronne walory narożnych bastei, tak, jakby zarówno ich imponujące struktury, jak i fakt ich wysadzenia przez wojska cesarskie w 1646 r. nie były dostatecznie wymowne. Kaczmarek-Lo:w zupełnie nie zauważa, iż Ząbkowicom znacznie bliżej do wspominanego w przypisie (za Kwaśniewskim) Moritzburga w Halle, niż do wymienionego przez nią karynckiego pałacu; badaczka nie zdaje sobie też sprawy z tego, że nieco wcześniej, niż w Ząbkowicach, jak też równocześnie z nimi założenia o analogicznym układzie - czyli czworoboki z dwiema tylko, przekątniowo ustawionymi, masywnymi bastejami - realizowane były głównie w Skandynawii i basenie Morza Bałtyckiego, bądź to drogą modernizacji, bądź stawiania od podstaw (Ryga, Cesis, Steinvikholm koło Trondheim i inne). Uznać więc wypada, że mamy do czynienia z pomysłem jak najbardziej motywowanym fortyfikacyjnie, będącym zarazem w 3 dekadzie XVI w. już raczej powszechną zdobyczą myśli architektonicznej, wcale nie cieszącym się w Czechach i krajach habsburskich popularnością, mogącym zostać zaczerpniętym przez projektanta z spoza tych ziem. I znowuż: gdyby zamieścić w książce plan, to czytelnik mógłby lepiej sobie zobrazować ustęp traktujący o rezydencji, konfrontując słowa z ilustracją.
Można się zastanawiać po cóż Kaczmarek-Lo:w wymienia zamki (czy tez dwory obronne) w
Miedziance i
Chobieni, skoro nie wykorzystuje naszej wiedzy o tych obiektach w interesującym nas czasie (vide: Miedzianka), wykazując nieznajomość najnowszych (choć dokonanych już przed ponad dekadą) odkryć i najnowszej literatury na ich temat (także opublikowanej już dobrych kilka lat temu), w dodatku podając bałamutne informacje historyczne (nic nie wiemy o tym, by "zamek" w Miedziance uległ zniszczeniu w trakcie wojen husyckich, zaś datowanie budowy zamku w Chobieni dopiero na czas po 1504 r. świadczy o słabej znajomości dziejów miejscowości i piśmiennictwa nt. tego obiektu (vide: niezastąpiona książka D. Nowakowskiego z 2008 r.). Nieznajomość niektórych kluczowych opracowań rzuca się w oczy także i w innych miejscach (np. przy jednozdaniowym, opatrzonym przypisem wyliczeniu zamku w
Bolesławcu).
Afirmatywnym powtarzaniem tezy o budowie charakterystycznego w swym rzucie zamku w
Urazie w 2 poł. czy wręcz schyłek XV w. Autorka wystawia sobie fatalne świadectwo, dowodząc zupełnego braku orientacji tak w stanie wiedzy na temat tego dość dobrze przecież poznanego obiektu (mimo, że przynajmniej niektóre z publikacji konstytuujących ów stan wiedzy pojawiają się w bibliografii! Cóż z tego, skoro badaczka z nich nie korzysta tam, gdzie powinna), jak i w źródłach pisanych na jego temat. Wskazana warownia z powodzeniem może być datowana najdalej na wiek XIV, za czym przemawiają i badania archeologiczno-architektoniczne, i wzmianki dokumentarne (na przełomie XIII i XIV w. był to ważny ośrodek administracyjny i twierdza strzegąca kresów władztwa Henryka III Głogowczyka, zaś po przejęciu Urazu przez książąt wrocławskich to oni podejmowali tu zapewne jakieś działania budowlane, co zdaja się potwierdzać odnotowane w 1314 r. wydatki na „castrum Vras”).
Historia budowlana i ukształtowanie architektoniczne
kutnohorskiego Hradku zdają się - w ujęciu Kaczmarek-Lo:w zaczynać w ostatnich latach XV stulecia, a nie u jego początków ("zameczek" ten został przecież w całości omal wybudowany przed 1420 r., a ok. 1500 r. tylko go przebudowano, a nie "wzniesiono", jak to - błędnie - ujmuje autorka, mimo, że przecież cytuje podstawowe prace nt. rozwoju przestrzennego obiektu! Jest to zresztą kolejny przypadek, gdzie aż się prosi o zamieszczenie [łatwo dostępnego w - podanej przez nią w przypisach - literaturze] planu założenia z jego rozwarstwieniem chronologicznym, które mówiłoby znacznie więcej i poprawniej, niż kilka zdań w tekście, mogących w dodatku wprowadzić czytelnika w błąd.
Zresztą podobnych, jak wyżej wskazane, nieszczęśliwych sformułowań, źle oddających rozwój budowlany niektórych założeń rezydencjonalno-obronnych, jest tu więcej.
Treść ustępu o moście Karola w
Pradze sugeruje, iżby powstał on w XII w. i był potem tylko odbudowywany, podczas, gdy traktowany tu jak poprzednie wcielenie mostu Karola XII-wieczny most Judyty był zupełnie osobną strukturą stojącą w bliskim, ale INNYM miejscu, a żaden spośród jej kilkunastu filarów nie stał się częścią nowej, XIV-wiecznej przeprawy! Oczywiście – w sensie symbolicznym nowy, luksemburski most był „przywróceniem” poprzedniego, przemyślidzkiego i stanowił, tak samo, jak konstrukcja XII-wieczna, element w pełni świadomej propagandy władzy. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy tu do czynienia z dwoma ODRĘBNYMI zabytkami, a nie jednym, który powstał w stuleciu XII, a w XIV został tylko odtworzony. Autorka popełnia kilka drobnych błędów w odniesieniu do słynnego reliefu z ok. 1170 r., umieszczonego na małostrańskiej XII-wiecznej wieży zwanej wieżą Judyty [Juditna vez], wiążącej się wg wszelkiego prawdopodobieństwa z zachodnim przyczółkiem mostu Judyty. Nie wpływają one na zasadniczą poprawność wywodu, ale wymagają jednak skorygowania. Po pierwsze – relief nie został odkryty w 1939 r., a w 1888 lub 1889 r., po czym prywatny budynek, w którym dokonano odkrycia, został wykupiony przez miasto, a płaskorzeźbę wstępnie zakonserwowano. W 1939 r. doszło po prostu do „przypomnienia” sobie o odkryciu, skutkującego nowymi badaniami i kolejnymi publikacjami. Dalej autorka podaje w przypisie, iż relief jakoby jest dziś przechowywany w Narodni galerie w Pradze. W rzeczywistości jednak nie tylko w momencie odkrycia, ale i po dziś dzień tkwi on w niszy we wschodniej ścianie wieży, będąc dziś możliwym do podziwiania z wnętrz dobudowanego od tej strony domu o numerze katastralnym/hipotecznym 57/111, mieszczącego wraz z wieżą jedną z ekspozycji Muzeum Głównego Miasta Pragi (Muzeum hlavniho mesta Prahy)! Ponadto Judytę, żonę króla Władysława II, trudno nazywać fundatorką mostu (tym być musiał jej małżonek): uznaje się ją w istocie za INICJATORKĘ jego powstania i/lub osobę żywotnie zainteresowaną jego ukończeniem.
"Zamek cesarski" we
Wrocławiu wg słów Autorki miał zostać wzniesiony "na miejscu dawnego zamku książąt wrocławskich" krótko po 1348 r., a jednocześnie już od 1336 r. - rzekomo - stanowić siedzibę "hetmana" księstwa wrocławskiego. Mamy tu aż cztery punkty wątpliwe: (
1) wewnętrzną sprzeczność (wybudowany po 1348 r., a jednak istniejący już w 1336 r.); (
2) wprowadzenie w pewien błąd czytelnika (bo "zamek cesarski" nie tyle został wzniesiony "na miejscu" zamku książęcego [tak, jakby warownia książęca miała w pewnym momencie przestać istnieć czy zostać rozebrana], co stanowił jego adaptację, sukcesywnie rozbudowywaną); (
3) posłużenie się przekalkowanym z czeskiej literatury terminem "hetman", w sytuacji, gdy w polskim piśmiennictwie naukowym konsekwentnie stosuje się w tym kontekście termin STAROSTA (niem. "Hauptmann"/ łac. "capitaneus"), zresztą używany przez Kaczmarek-Lo:w w innych miejscach książki, w odniesieniu do dokładnie tej samej pozycji/stanowiska!; (
4) niezrozumiałe przesunięcie ustanowienia urzędu królewskiego starosty ks. wrocławskiego z 1335 na 1336 r. i automatyczne stwierdzenie, że starostowie Ci od samego początku urzędowali w zamku, podczas, gdy wcale nie musieli oni tam sprawować aktów władzy (w grę wchodzi bowiem np. kamienica-dwór przy rynku). Z krótkiej charakterystyki obiektu można wnosić, że autorka nie zna wyników przeprowadzonych w ciągu ostatniego ćwierćwiecza prac wykopaliskowych, których przedmiotem były relikty założenia zamkowego. Gdyby było inaczej, nie zaliczałaby wówczas kwadratowej wieży od północy do inwestycji Karola Luksemburskiego.
Jednym z kolejnych przykładów braku orientacji w literaturze "kastellologicznej" jest nieznajomość książki A. Obornego nt. dziejów budowlanych zamku w
Pszczynie. Obiekt ten jest przez Kaczmarek-Lo:w ledwie wspomniany - tak jak Miedzianka czy Chobienia - za pomocą jednego zdania, ale obnaża ono właśnie nieznajomość (czy raczej nieświadomość istnienia, bądź niezdolność dotarcia do informacji o) tej podstawowej dla dziejów obiektu, dawno przecież wydanej i łatwo dostępnej pozycji.
Pochwalić należy Autorkę za dostrzeżenie umyślnego, świadomego zabiegu w nadaniu donżonowi w
Żmigrodzie tradycyjnej formy z serią blend w elewacjach, które jednak obejmują - wbrew podanemu tu stwierdzeniu - nie tylko "przyziemie", ale i piętro. Ponadto pisanie o zwieńczeniu wieży pierwotnie krenelażem uznać można co najwyżej za domysł, bowiem pierwotny kształt najwyższych partii obiektu nie jest znany: najstarsza ikonografia (z XVIII w.) pokazuje poziomy gzyms i mansardowy dach, zaś blankowanie o drobnych zębach wprowadzono dopiero w toku przebudowy, zapewne w 3 ćw. XIX w., likwidując je w trakcie prac konserwatorsko-remontowych ok. 1937 r., a przywracając (zupełnie niepotrzebnie) podczas ostatniego remontu i adaptacji budowli. Przy okazji - powiedzenie, iż najazdu na Milicz w 1554 r. i uprowadzenia stamtąd Wilhelma v. Kurzbach dokonały "oddziały polskie" wydaje się być nadmiernym skrótem myślowym: były to w istocie prywatne siły kilku rodzin pogranicznej szlachty wielkopolskiej, będących z Kurzbachami w permanentnym sporze o dokładne granice posiadłości.
Niezrozumiałe (bo sprzeczne ze stanem badań) są sugestie, jakoby kościół w
Prószkowie niedaleko Opola został w postaci murowanej zbudowany jeszcze w XVI w. Przy okazji - zwięzła, ale trafna charakterystyka i odczytanie formy zamku prószkowskiego są jednym z kolejnych koronnych przykładów sytuacji, w jakich treść wywodu obowiązkowo winna zostać zilustrowana planem, a najlepiej zestawieniem kilku planów obiektów tego samego typu.
Protest wzbudza zastosowanie w jednym miejscu przez autorkę określenia
"system rondelowy", będącego kolejną, błędnie zresztą przeprowadzoną kalką określenia zaistniałego w czeskiej literaturze naukowej (gdzie pojawia się sformułowanie „rondelove FORTIFIKACE”, a nie „rondelovy system”): chodzi tu oczywiście o system BASTEJOWY, w którym bastejom nadano określony, oparty na rzucie koła, czy tez podkowiasty kształt (a nie np. "paluchowaty" czy wieloboczny).
Wypowiadanie się o chronologii i zakresie przekształceń zamku w
Otmuchowie bez znajomości artykułów i książki (wydanej w tym samym wydawnictwie!!!) Marii Legut-Pintal budzić musi rozczarowanie i stanowi kolejny przyczynek do oceny znajomości przez Kaczmarek-Lo:w stanu badań omawianych przez nią obiektów.
To samo się tyczy nieznajomości publikacji Stellera i książki Nowakowskiego w odniesieniu do XV-XVI-to wiecznego kształtu zamku w
Żaganiu, artykułów Romanowa w odniesieniu do XVI-to wiecznych inwestycji na zamku w
Koźlu, monumentalnej i fundamentalnej pracy Kourila, Prixa i Wihody w odniesieniu do działań biskupów wrocławskich na zamku w
Javorniku w końcu XV-pocz. XVI w.
Cieszy stosunkowo szerokie omówienie i trafne podsumowanie przebudów zamku w
Legnicy, choć można byłoby sobie życzyć, aby autorka wyzyskała - ciągle słabo znany historykom sztuki - zbiór detali z 2 poł. XV i 1 poł. XVI w. wydobytych w toku powojennych prac badawczych i remontowych, a zmagazynowanych w piwnicach skrzydła południowego.
Miłym zaskoczeniem jest zwrócenie przez Kaczmarek-Lo:w uwagi na tak słabo poznaną kategorię zabytków, jakimi są dwory wójtowskie w miastach, co objawiło się dość obszernym przypisem nt. dworu w
Radkowie, wzmianką w tekście o dworze wójtowskim w
Bystrzycy Kłodzkiej, a także zawartą w przypisie istotną wzmianką o podobnej siedzibie w
Głuchołazach. Dziwi jednak nie wymienienie w odniesieniu do Radkowa pracy Lutscha, który jako pierwszy krótko opisał wspomniany obiekt. Ubolewać też trzeba, że autorka nie zna fragmentu kroniki Marcina z Bolkowa i artykułu monograficznego autorstwa M. Cetwińskiego, omawiającego przekaz dotyczący Radkowa zawarty we wspomnianym źródle, bo wówczas by wiedziała, że siedziba radkowskiego wójta miała postać murowaną już co najmniej od pocz. XV w., a nie dopiero od 3 ćw. tego stulecia. Ponadto w odniesieniu do Głuchołaz znajomość wymienianej już książki M. Legut-Pintal, jak i artykułu A. Legendziewicza z 2011 r. pozwoliłyby badaczce uwzględnić w jej dociekaniach głuchołaski dwór wójtowski w znacznie większym stopniu.
Niestety - takie uwagi Kaczmarek-Lo:w, jak te o dzwonnicach przy farach w
Środzie Śląskiej i
Ząbkowicach, odgrzewające przestarzałe i pozbawione jakiegokolwiek oparcia w logice i substancji zabytkowej koncepcje Kurta Bimlera sprzed 80 lat, wskazują na częściowy brak kompetencji autorki do samodzielnego wypowiadania się zakresie architektury obronnej. Charakterystyczne zresztą, że w przywołanych w następnej kolejności czeskich wieżach dzwonnych, zupełnie analogicznych do tych ze Śląska, autorka już nie doszukuje się przynależności do pierwotnego pierścienia murów miejskich lub do jakoby zanikłego zamku - bo Bimler o nich po prostu wcześniej nie napisał i nie nazmyślał
. Widać tu wyraźnie brak zdolności do niezależnej, krytycznej oceny pewnych tez oraz zbyt uległy do nich stosunek, mimo upłynięcia całej epoki w nauce od czasu ich sformułowania. Inna zaś część ustępu poświęconego wieży średzkiej zdaje się sugerować, że Kaczmarek-Lo:w przecenia znaczenie prawa patronatu nad obiektem sakralnym dla inicjowania i finansowania prac budowlanych przy nim.
Sformułowanie, iż do budowy mostu w
Bardzie użyto materiał rozbiórkowy z "dawnej kasztelanii bardzkiej" trąci językiem XIX/wczesno-XX-wiecznych "starożytników" i pionierów historii sztuki. W istocie bowiem użyto tu materiału kamiennego pozyskanego z GRODZISKA stanowiącego w XII-XIII w. siedzibę kasztelanii, względnie z ruin ZAMKU książęcego stojących ponad miastem. Absurdalnie brzmi w tym kontekście twierdzenie, iż można tu mówić o "zamierzonej historyzacji", mającej "podkreślać znakomitą przeszłość" jakoby poprzez samo zużycie w toku budowy zwyczajnego i darmowego, znajdującego się pod ręką budulca kamiennego (nie żadnych starannie i w charakterystyczny sposób obrobionych ciosów, detali rzeźbiarskich czy płyt inskrypcyjnych).
Z niejasnych powodów Autorka pisząc o
dziele wodnym na Górce Kacerskiej we Wrocławiu stwierdza, iż jego dobrze znany z ikonografii i kartografii kształt nie pozwala na „jednoznaczne datowanie budowli”. W rzeczywistości nie jest to nawet konieczne, bo znamy dokładną datę budowy tego obiektu (1596, tuż po rozbiórce pobliskiego Młyna Kacerskiego, którego odbudowa w drewnie lub budowa w murowanej postaci miała miejsce w 1575 r.), przekazaną nam przez źródła. Kaczmarek-Lo:w zresztą tą datę podaje w przypisie, odnotowując, iż tak datuje dzieło wodne jedna z badaczek, nie dając jednak najwyraźniej wiary temu datowaniu i nie zdając sobie przy tym sprawy skąd zostało ono zaczerpnięte (z podstawowego wydawnictwa źródłowego do dziejów architektury w XV-XVI w. we Wrocławiu [„Architectura Wratislaviensis” Samuela Klose’go], skądinąd figurującego w bibliografii i wykorzystanego w przypisach przy okazji omawiania innego zespołu zabytkowego w mieście (!) –
Arsenału Mikołajskiego).
Skoro zaś przy tym
arsenale jesteśmy – nie mam pojęcia skąd Kaczmarek-Lo:w zaczerpnęła informację, iż został on jakoby zbudowany „na terenie dawnej jurydyki książęcej, służącej następnie jako siedziba wójtów”. Stanowisko to nie zostało ani uzasadnione, ani nie ma podstaw w źródłach. W dodatku autorka nie zdaje sobie chyba sprawy z hipotezy o zainicjowaniu w tym miejscu w końcu XIII w. budowy zamku miejskiego (pomysł wysunięty ok. 30 lat temu przez J. Romanowa w oparciu o jego do dziś nie publikowane badania archelogiczne [dokumentacja z których podobno się zachowała], w dużej mierze potwierdzony efektami wykopalisk z ostatnich lat). Znajomość książki E. Małachowicza o zamkach i rezydencjach książęcych w lewobrzeżnym Wrocławiu, lub choćby tak podstawowej pracy, jak „Leksykon zamków w Polsce” Kajzera, Kołodziejskiego i Salma, pomogłyby jej uporządkować wiedzę i nie popełniać takich wpadek. Niestety – wspomniane publikacje nie pojawiają się w bibliografii i w ogóle nie zostały przez Kaczmarek-Lo:w wyzyskane.
Nieznajomość stanu badań dostrzegalna jest także w przypadku ustępu o
gimnazjum św. Elżbiety we Wrocławiu, którego dokładny rzut udało się ustalić dzięki przeprowadzonym w 2008 r. badaniom archeologiczno-architektonicznym, których wyniki opublikowano w roku 2013 w „Śląskich Sprawozdaniach Archeologicznych”.
Nieporozumieniem jest użycie w odniesieniu do XVI w. terminu Prusy Wschodnie, zamiast Prusy Książęce.
Lektura skądinąd bardzo pożytecznego dla polskiego odbiorcy, choć niepozbawionego potknięć rozdziału o
modernizacjach i budowie nowych fortyfikacji wokół miast jest ciekawa, ale i nieco frustrująca, gdyż – znowuż – liczne wymieniane tu założenia obronne charakteryzowane są tylko słowami, ani razu zaś współczesnym planem czy archiwalną ikonografią lub kartografią.
Wobec ogromnego potencjału, jaki system obronny Wrocławia niesie dla tematu tej książki (nawet uwzględniwszy jej profil), fragment tekstu temu systemowi poświęcony w dużej mierze rozczarowuje. A przecież liczne imponujące elementy fortyfikacji z 2 poł. XV-1 poł. XVI w. albo się zachowały, albo są nam bardzo dobrze znane dzięki badaniom architektonicznym i archeologicznym oraz kartografii i ikonografii. Rozumiejąc nawet szczupłość miejsca czy pewien brak silniejszego zainteresowania autorki tą problematyką, wypadałoby chociaż uzupełnić podaną w przypisie listę podstawowej literatury o najnowsze publikacje.
Są to wszystko błędy relatywnie drobne z perspektywy głównego tematu, jakiemu poświęcona jest książka, jednak rażą one wyrobionego czytelnika i mimo wszystko nie powinny się znaleźć w takiej liczbie w pracy tej rangi.
W książce pojawiają się także nie tyle błędy, co stanowiska wątpliwe, niepełne czy wymagające polemiki, jak np.:
- błędne się wydaje twierdzenie, że bramy miejskie w miastach „otwartych” miały znaczenie wyłącznie reprezentacyjne (najprawdopodobniej miały one także funkcję celną, a może też więzienną).
- autorka wpierw zalicza nowe umocnienia zamku praskiego z końca XV-pocz. XVI w. do obwarowań jakoby wykorzystujących „schematy wypracowane niemal sto lat wcześniej”, po czym sama przywołuje dowody na ich całkowitą aktualność (przedstawiając – za rozbudowaną literaturą tematu – szereg analogii z 2 poł. XV w.).
W pracy zdarzają się też pewne uwagi (np. nt. zamku w Namysłowie) czy ustępy (np. nt. zamku w Nysie), które wymagałyby polemiki, z której tu już jednak zrezygnuję. W innych miejscach znowuż zaskakuje szczupłość miejsca poświęconego niektórym zabytkom. Dające - jak mi się wydaje - spore pole do popisu (w kontekście tematyki pracy) zagadnienie gruntownej przebudowy zamku w
Lipnicach nad Sazawą w płd.-wschodnich Czechach zostało zbyte dwoma zdaniami ograniczającymi się niemal wyłącznie do wskazania orientacyjnej chronologii i określenia fundatorów.
Ogólna ocena warstwy merytorycznej książki wypaść musi bardzo pozytywnie, jednak jest ona pozycją cenną przede wszystkim dla historyków sztuki zajmujących się dekoracją architektury. Zdecydowana większość badaczy zamków z powodzeniem może sobie zakup tej książki darować, gdyż jej przydatność do studiów w tym kierunku jest ograniczona, a ilość błędów i braków w odniesieniu do szczegółów wydaje się właśnie wzrastać w tych partiach tekstu, które traktują o architekturze rezydencjonalno-obronnej.