Piszesz: „Trudno mi się tu zgodzić, bo PKiN nawiązuje do amerykańskich wysokościowców (np. tego w Cleveland) i jest dziełem oryginalnym i odmiennym od swoich "sióstr" moskiewskich. Zamek cesarski to rzecz banalna która mogłaby powstać wszędzie, nawet w USA”.
Wcześniej napisałeś z kolei: „Niech ten zamek sobie stoi, ale IMO klasy to on ma tyle co PKiN.”
Słuchaj Łukasz – ja dla mnie to wyrażasz się nie precyzyjnie a do tego piszesz rzeczy dla mnie kompletnie bzdurne. PKiN był przede wszystkim obiektem niszczącym miasto, nieludzkim w swej skali, co nie umniejsza jego oryginalności i wartości. Zamek Cesarski zaś nigdy krzywdy architekturze ani krajobrazowi Poznania żadnej nie wyrządził ( ja przynajmniej tak uważam ), zaś stwierdzanie, że mógłby powstać wszędzie, nawet w USA zakrawa wg mnie na jakieś wielkie niedouczenie. Jeśli Twym zdaniem tak rzeczywiście było to w konsekwencji powinieneś uznać, że PKiN mógłby się też znaleźć na Sri Lance! Taki budynek jak Zamek i w takim kontekście urbanistycznym mógł zostać wybudowany tylko na terenie Niemiec Wulhelmińskich a w szczególności w takim mieście jakim stał się dla pewnych kręgów władzy i elit niemieckich Poznań w pocz. XX w.!
Następnie: „(...) niemniej uważam, że architektura austro-węgierska jest bardziej oryginalna i ma więcej polotu niż to co powstawało po stronie pruskiej. Oczywiście jest jej mniej w Galicji, ale czy to zarzut z Twojej strony? Dziwi mnie to bo chyba nie będziemy oceniać ilości?” –Gdzie Ty widzisz w mym rozumowaniu argument ilościowy? Czy Ty wczytujesz się w me wypowiedzi? Przecież ciągle pisałem o jakości!
Wyłożę raz jeszcze łopatologicznie: nie zgadzam się z Twą czysto subiektywną i nie popartą argumentami ale uprzedzeniami i stereotypami opinią. Wyraźnie napisałem, że średni poziom powstającej architektury na ziemiach obecnej Polski pod panowaniem pruskim a potem niemieckim był zdecydowanie wyższy niż na ziemiach pozostałych. Nie ma to nic wspólnego z ilością architektury jaka powstawała. Czy teraz mnie już rozumiesz? Owszem – w Krakowie, Lwowie czy czasem w kilku innych miejscach zdarzały się przez cały XIX w. rzeczy świetne ale toną one w zalewie beznadziei i tandety. Natomiast w Prusach a potem w Niemczech pojawiające się czasem rzeczy dobre powstawały wśród przeciętnych ale o przyzwoitym poziomie. To tak jak porównanie studenta posiadającego na 14 ocen możliwych 3 szóstki przy reszcie pał ze studentem mającym po 6 czwórek i trój oraz dwie piątki.
Kolejny fragment: „Mam wrażenie, że doceniasz właśnie ilość architektury związaną z sytuacją ekonomiczną po 1870 roku w Prusach, a nie jakość.” – to masz złe wrażenie: powtarzam nie pisałem nic o ilości jako o czynniku decydującym ale właśnie o jakości.
„Czy byłeś we Lwowie? Jestem ciekawy jak zapatrujesz się na to miasto w porównaniu z Wrocławiem i jakie masz odczucia gdy przechadzasz się tamtejszymi ulicami przy porównaniu z XIX w. Legnicą, Wrocławiem, Głogowem.” – nie, nie byłem we Lwowie zatem wypowiadać się mogę tylko na zasadzie porównania działalności architektonicznej we Wrocławiu ( bo nigdzie nie porównywałem Lwowa do Legnicy czy Głogowa! ) z lwowską działalnością architektoniczną w omawianym okresie: przypuszczam czy wnioskuję, że w niektórych okresach XIX w. Wrocław zdecydowanie ustępował Lwowowi, co było wynikiem zapaści gosdpodarczej i trudności społecznych. Trudno zresztą porównywać oba miasta w sposób rzetelny i miarodajny. Nie spotkałem się z takimi działaniami w literaturze. Nieznana jest mi aktywność budowlana we Lwowie w 1 poł. XIX w. ( pominąwszy budownictwo synagogalne: to jest jakaś płaszczyzna na jakiej można dokonać porównania i mogę tu z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że Wrocław odegrał tu doniosłą rolę w Prusach, nie mniejszą jak fantastyczna synagoga postępowa we Lwowie w swym środowisku. Wrocławska synagoga pod Bocianem jest uważana za jedną z najlepszych na ziemiach Niemieckich realizacji synagogalnych z 1 poł. XIX w. ). Dysponuje pewną aczkolwiek skromną wiedzą oraz wyobrażeniem na temat architektury lwowskiej z okresu od ok. 1880 r. do I wojny. Jest ona imponująca, szczególnie gdy zestawi się ją z Krakowem, ale nie rzuca na kolana Wrocławia, który właśnie w latach 60-tych a już zdecydowanie po 1871 r. podnosi się z marazmu. Oba miasta są całkowicie porównywalne w tym czasie wg mej opinii. Nie wiem co sądzą o tym historycy architektury, z chęcią pogadam na ten temat z mym wykładowcą specjalizującym się w XIX wieku. Przekażę Ci jego opinię ale dopiero w październiku.
Piszesz o pompatyczności i banalności Zamku Cesarskiego w Poznaniu a milczysz o dokładnie tych samych cechach, nawet znacznie pogłębionych, w licznych budowlach łódzkich? Nie wspominam już o tym, że kilka tamtejszych najwybitniejszych budowli sakralnych zostało zaprojektowane przez architektów niemieckich a efekty były oceniane równie dobrze co prace twórców wiedeńskich czy petersburskich. Przynajmniej jeśli uznamy, że ludzie wypowiadający się w ówczesnej prasie mówili prawdę a nie byli siłą zmuszani do tego by wychwalać te budowle. Siedzę silnie w architekturze synagog i znanych jest mi wiele przypadków, kiedy to Żydzi Polscy z terenu kongresówki czy Galicji narzekają nad tym, jak to daleko ich miejscom modlitwy do nowoczesnych i funkcjonalnych synagog reformowanych w Niemczech i jakie to wspaniałe synagogi powstają i w Wiedniu i w Berlinie, i w Stuttgarcie i w Budapeszcie i w Hannoverze. Ja im tych słów nie wsadzam do ust: oni oceniali architekturę niemiecką równie wysoko jeśli nie wyżej niż architekturę z terenu Państwa Habsburskiego. Synagogi z terenu Śląska pruskiego wzorowały się głównie na dziełach z obszaru Niemiec choć bliskość silnego niezwykle wiedeńskiego ośrodka myśli architektonicznej i atrakcyjność dla niektórych gmin, zapewne o zapatrywaniach konserwatywnych, wzorców o wyrazie ‘mauretańskim’ z terenu Austro-Węgier spowodowały, że kilka synagog górnośląskich z lat 60-tych ( Gliwice, Bytom, Głubczyce ) właśnie z tamtego kierunku zaczerpnęło swe formy. Nie było to jednak wcale spowodowane słabością lokalnego środowiska czy brakiem fantastycznych i pierwszorzędnych wzorców z obszaru Niemiec tylko właśnie pragnieniem poszukiwania odpowiedniego modelu, wyrażającego takie a nie inne sensy religijno-ideologiczne o odcieniu emancypacyjno-konserwatywnym. Zapewniam Cię, że architektura synagog w Niemczech przez cały XIX-ty wiek stała na bardzo wysokim poziomie i wcale nie ustępowała temu co stawiano w Austro-Węgrzech. Różnica polegała zazwyczaj na tym, że synagogi niemieckie były w wymowie ideowej bardziej ‘postępowe’, ‘nowoczesne’, zaś te austriackie generalnie rzecz biorąc miały wyraz ‘konserwatywny’. Studiując architekturę XIX-go wieku, w tym szczególnie architekturę synagog ( od 6 lat ), ani razu nie spotkałem się z niższą oceną tego co powstawało w Niemczech w stosunku do tego co stawiano w Państwie Habsburgów, nie mówiąc już o innych krajach.
Co do Łodzi – my tu chyba nie dyskutujemy o tym które miasto było bardziej rozwinięte i bogatsze, co? Bo w tej kategorii Łódź była by baaaaaaaardzo wysoko. My toczymy tu spór o to czy XIX-to wieczna architektura niemiecka była wartościowa i równorzędna, porównywalna do osiągnięć wiedeńskich: sytuacja Łodzi jest jednym z licznych dowodów, że tak – skoro właśnie nieraz ku Niemcom się zwracano poszukując architekta ( i to wcale niekoniecznie ku Prusom!).
Piszesz o tym, by porównywać ośrodki o podobnym potencjale – zatem porównajmy sobie Legnicę czy Głogów do Rzeszowa i Tarnowa. Porównanie takie jest druzgocące!
Porównanie Paryża z Berlinem w XIX wieku nie wypada dla mnie druzgocąco dla Berlina. Berlin był zależny w dużej mierze ale przede wszystkim w dziedzinie sztuk plastycznych a nie architektury.
Piszesz dokładnie tak: „Jerzy, ja nie myślę pisząc o Prusach o porównaniu z Sanokiem, ale o Paryżu, Liverpoolu czy Glasgow bo porównuję rejony o podobnym potencjale a nie "biedę galicyjską" z Hamburgiem.” – zdecyduj się więc i bądź konsekwentny! Uparcie twierdziłeś, że to co powstawało na Śląsku i w Wielkopolsce było gorsze od tego co powstawało w Galicji i w Kongresówce co jest oczywistą bzdurą! Nagle zaś przeskakujesz do skali ogólnoeuropejskiej! Tak więc przyjmij do wiadomości, że w mojej ocenie niemieckie miasta o analogicznym potencjale co Glasgow czy Liverpool albo Manchester miały wcale nie zgorszą architekturę, jeśli nie lepszą w omawianym okresie. Zupełnie nie zrozumiałeś i zniekształciłeś moje porównanie! Ja nie zestawiałem w sposób absurdalny Hamburga z łąkami pod Tarnopolem czy Chełmem ale śląskie i wielkopolskie a także pomorskie miasta powiatowe do podobnych pod względem liczby ludności i znaczenia administracyjnego ośrodków z terenu dwóch pozostałych zaborów. Porównanie to było całkowicie uprawnione i pokazuje jaka przepaść – nie jedynie finansowa ale właśnie artystyczno-architektoniczno-urbanistyczna – dzieliła i w dużej mierze rozdziela po dziś dzień miasta takie jak Leszno, Ostrów, Gorzów, Świdnica, Jelenia Góra czy Koszalin od Chełma, Jarosławia, Kielc, Nowego Sącza, Białej Podlaskiej itd.
Napisałeś tak w zestawieniu z cytatem ode mnie:
Dziwisz się, że w Niemczech secesja się rozwinęła tak słabo? A czy Twe zdziwienie wzbudza też fakt, że Włosi nie lubili gotyku i praktycznie rzeczywistego gotyku na ich ziemiach nie zaznasz? Nie ma się co dziwić. Niemcy mieli dobrej klasy secesję ( słyszałeś coś może o Monachium? - takie miasto w Bawarii ) ale nie wybitną,
”No właśnie...”
Skoro tak to skomentowałeś widać, że musiałeś się minąć z sensem mojej uwagi. Zatem raz jeszcze – nieco jaśniej. Negatywne ocenianie Niemców za to, że nie przyjęli secesji tak ochoczo jak Austriacy czy Francuzi to tak jakby mieć pretensje do Włochów o brak gotyku na ich ziemiach lub winienie Anglików za brak ekspresyjnego późnego baroku – te trzy sytuacje nie wynikały z braku smaku artystycznego i słabości danych ośrodków ale z tego, że smak ten był inny, ani gorszy ani lepszy. A Ty tu w sposób tendencyjny i krzywdzący, w dodatku bez argumentacji wartościujesz! Jest to dla mnie skandal i szczerze powiedziawszy rozczarowanie względem Ciebie. Mówię całkiem serio! Uważam, że w sposób jawny okazałeś tu nie tylko swą stronniczość, bo jest dla mnie zrozumiałe, że nie musisz kochać niemieckiej architektury XIX-to wiecznej, ale po prostu brak wiedzy a co najgorsze – wysuwanie pochopnych wniosków bez poparcia w obiektywnie ocenionym materiale porównawczym.
Twe słowa co do secesji monachijskiej:
„Oceniam ją jako wtórną, nudną, banalną i niewiele wnoszącą do kultury europejskiej (poza wyjątkami). Cenię jej wartości historyczne ale smaku i klasy o którym pisałeś, nie sposób mi w niej dostrzec. To co działo sie w Monachium - tak, to budzi moje zainteresowanie i nie mam tu na mysli secesji. Ten ośrodek był bardzo żywym miejscem jeśli chodzi o przenikanie różnych prądów kulturalnych. Ale to nie były Prusy...”
Kwestia gustu, mnie wszelka secesja nie pociąga ale nie każe mi to dyskredytować architektury wiedeńskiej okresu przełomu wieków i uważać ją za mało wartościową. Jest dla mnie zupełnie jasne i zrozumiałe, że w Berlinie czy Hamburgu secesja się nie rozwinęła i nie ma to nic wspólnego ze słabością czy miernością tamtejszej kultury i architektury – jak to sugerujesz. Wydawało mi się, że wyjaśniłem to już dogłębnie ale dalej się chyba nie rozumiemy. Secesja nie była jedynym słusznym stylem w Europie w ostatniej dekadzie XIX-go wieku a Ty zdajesz się tak właśnie wyrażać. To, że rozwinęła się ona w Prusach i Niemczech Północnych słabo wynikało z konkretnych uwarunkować społeczno-religijnych i nie oznacza, że w tamtych regionach nie działo się nic wartościowego. Nurt zmodernizowanego neoromanizmu z pewnymi elementami secesji, bardzo popularny w Rzeszy, był jak dla mnie całkiem ciekawy i w stosunku do tego co było wtedy popularne we Francji czy w Austrii ( pamiętaj, że secesja tam nigdy właściwie nie była w przewadze ) wydaje mi się na pewno nie gorszy jeśli nie ciekawszy i bardziej postępowy. Oczywiście mówię o masowej produkcji artystycznej a nie o marginesie, jakim były ok. 1900 r. awangardy, włącznie z secesją. Prusacy, Niemcy z północy i Holendrzy woleli od żywiołowej i neurastenicznej secesji powrót do klasycyzmu: to stąd a nie z secesji narodziły się początki modernizmu, przynajmniej tej jego gałęzi, która opanowała Europę ( pomijam to co się działo na pograniczu ekspresjonizmu i modernizmu, 'modernizm aerodynamiczny', twórczość Mendelsohna, Scharouna czy pewne nurty de Stijlu bo znalazły się one w mniejszości i nie wywarły bezpośredniego, decydującego wpływu na przebieg przemian w skali globalnej ). Wpływ secesji na czołowych przedstawicieli architektury w Niemczech był znikomy i bardzo dobrze, jest to zupełnie zrozumiałe bo nie tego oni szukali i nie o secesję oparła się rewolucja w architekturze niemieckiej, jaka zaczęła następować ok. 1900 r., lecz o język neoklasyczny, racjonalistyczny w połączeniu z zawierzeniem technice ( coś przeciwstawnego do secesji w ogóle ). Najsilniejsza i najbardziej doniosła w skutkach awangarda 1 połowy XX wieku miała swe korzenie nie nad Dunajem ale nad Mozą, Renem, Wezerą, Łabą i Szprewą. Oczywiście gdyby nie wpływy zza oceanu i z Wysp przemiana następowała by znacznie dłużej i dała by pewnie znacznie słabsze rezultaty, o ile w ogóle by doszła do skutku. Wydaje mi się, że nie przypadkiem najbardziej radykalne i zaangażowane społecznie nurty modernizmu rozwinęły się w krajach protestanckich, północnych, ‘nie lubiących’ secesji – czyli w Holandii i Niemczech. Nie przypadkiem mym zdaniem Le Corbusier był Szwajcarem ( Perret i inni byli w gruncie rzeczy ekspresjonistami i tradycjonalistami ). Czy modernizm w Anglii miał doniosłe znaczenie? Raczej nie, na pewno torował sobie drogę dłużej niż w Niemczech i kluczowej roli w 1 poł. XX w. nie odegrał. To samo tyczy się Wiednia. Pradze w latach 20-tych XX w. było znacznie bliżej ( pod względem środowiska architektonicznego ) do Wrocławia i Berlina oraz Stuttgartu i w znacznej mierze osamotnionego w Paryżu Le Corbusiera niż do Wiednia czy Warszawy.
Oto fragment z Twej wypowiedzi: „Za to to co budowano w tym czasie we Francji ma w sobie dla mnie znacznie więcej finezji, chociaż też jest cytatem czegoś (w większości).” –
I o to chodzi! Pisz o swoich odczuciach, wrażeniach a nie wypowiadaj się, proszę Cię o to bardzo, ex-catedra, krzywdząc przy tym pewne środowiska i wypowiadając czasem bałamutne w mym przekonaniu sądy.
Co do oceny francuskiej architektury XIX-to wiecznej w tym czasie – nie lubię jej, jest ona dla mnie pełna ‘śmieci’. ‘kiczu’ i blichtru, ale to nie sąd naukowy lecz wrażenie, ja jej nie dyskredytuję, tak jak Ty to robisz z niemiecką, i doskonale zdaję sobie sprawę z ogromu wpływu jaki wywarła na całą Europę i nie tylko zresztą. Oddzielmy więc fakty i naukowe domysły od stronniczych interpretacji i emocji.
Piszesz o niemieckich architektach wymienionych przeze mnie tak: „Lubię, cenię i uznaję, jednakże nie można powiedzieć, żeby ich twórczość została w jakiś twórczy sposób rozwinięta.” – nie zgodzę się z Tobą. Większość tych architektów stworzyła wokół siebie pewne środowisko, które w dość sensowny sposób starało się rozwijać poszczególne nurty. A że często uczniowie byli przeciętni – dokładnie takie same sytuacje zdarzały się na Austro-Węgrzech, we Francji i w Anglii. Jednak jak najbardziej możemy mówić o ciągłości i próbach twórczego rozwijania spuścizny a nie jedynie o masowym i mechanicznym kopiowaniu, które rzecz jasna miało miejsce ale nie wyłącznie w Niemczech. Dokładnie tak samo uczono projektować w Wiedniu i Paryżu, takie były wówczas popularne doktryny - zestawiania określonych budynków użyteczności publicznej z określonych 'jednostek', puzzli, z niewielkimi modyfikacjami w stosunku do wcześniej 'trzaśniętego' w biurze czy urzędzie projektu.
Następnie: „Istniały pod koniec XIX wieku wzorniki oparte na ich twórczości na których opierali się majstrzy (nie architekci) ale jak nazwać to co wtedy powstawało? Na pocz. XIX wieku to było coś ożywczego, ale pod koniec XIX to juz była nuda, nuda, nuda (jak dla mnie oczywiście).” – po pierwsze poza tymi majstrami istniał cały tabun wspaniałych architektów. Bzdurą jest pisanie, że tylko majstrzy a ściśle budowniczowie ( owi niezliczeni Zimmermeistrowie, Maurermeistrowie, Inżynierowie ) uprawiali architekturę w miastach i na wsi. Przez cały XIX-ty wiek liczne budowle położone w niewielkich miejscowościach projektowali nieraz architekci wysokiej klasy ( Alexis Langer, Carl Luedecke, Langhans młodszy, Ehrlichowie, Oppler i wielu innych ). Dokładnie tak samo było na wschodzie – w Galicji i Kongresówce, gdzie szereg wybitnych bądź po prostu wartościowych budowli po licznych wsiach stawiano wg planów dzisiejszych klasyków historii architektury polskiej ( wcale nie lepszych ani nie gorszych w mej ocenie od działających na terenie Prus twórców ) – Dziekoński, Szyller, Sosnowski, Haendel, Marconi czy szereg innych. Problem pojawia się jednak właśnie w momencie gdy weźmiesz pod uwagę owych budowniczych z miast i miasteczek – bo Śląsk ich posiadał i nie tworzyli oni wcale tylko i wyłącznie rzeczy nudnych. Zaś prowincja galicyjska czy Królestwa Polskiego, gdy tylko odejmiesz z niej dzieła architektów ze stolic prowincji i okręgów, przedstawia się jak dla mnie delikatnie mówiąc skromnie by nie użyć mocniejszych sformułowań. Siłę i wartość niemieckiej kultury i budownictwa oraz architektury współtworzyli właśnie owi budowniczowie działający w terenie. Owszem – kiczu i tandety było w ich dziełach nie mało ale często stawiali dzieła wartościowe. Generalnie trzymali dość wysoką średnią. Taka jest właśnie różnica między zachodem a wschodem Polski pod względem architektury XIX-go wieku: na zachodzie masz wysoką średnią, architektura jest tam po prostu przyzwoita, zaś na wschodzie perełki toną w bajorze miernoty. To tak jakby porównać Amsterdam do Rzymu. Nie oceniam, które miasto jest ładniejsze, ale gdybym miał wybierać miejsce do życia dla siebie to wolę równy, wysoki poziom Amsterdamu jako całości a nie heterogeniczność i niespójność wspaniałych dzieł w centrum oraz tragicznych przestrzeni wokół z jaką w mej ocenie mamy do czynienia w Rzymie.
Piszesz: „Mam wrażenie, że jednak że sztandarowe dzieła Wagnera, Loosa i Mackintosha to jednak nieco wcześniejsze realizacje niż np. Tauta, Poelziga (także wtedy projektowali ale jeszcze nic tak przełomowego jak tamci - wyjątkiem Berg, aczkolwiek też odrobinę później).” – masz słuszne wrażenie co do Wagnera ( rocznik 41, liczne dzieła w latach 90-tych ), ale nie jeśli chodzi o ogół. Wright ( 1867 ), Garnier ( 1869 ), Loos ( 1870 ) Olbrich ( 1867 ), Mackintosh ( 1868 ), Hoffmann ( 1870 ), Plećnik ( 1872 ) czy inni działali i tworzyli mniej więcej w tym samym czasie co Poelzig ( 1869 ) Muthesius ( 1861 ), Berg ( 1870 ), Behrens ( 1868 ) oraz im bliscy. Oczywistym jest przemożny wpływ idei brytyjskich oraz Wrighta na Niemcy – ale i na całą Europę. Zatem w starciu ‘Niemcy kontra reszta świata’ ta pierwsza strona nie wypada wcale tak źle jak zdajesz się to sugerować. Jest zupełnie jasnym, że to nie z Niemiec wyszły pierwsze iskry przemiany ale to właśnie Niemcy i Holendrzy te iskry rozkrzesili do wielkich rozmiarów i świetnych efektów. Znany fakt wzajemnych zresztą wpływów Mackintosha na secesjonistów wiedeńskich nie miał czołowego znaczenia dla Niemców, bowiem tak jak cała secesja była dla Niemców stosunkowo obca tak też trudno się dziwić, że Berlin nie kopiował wzorów z Wiednia a szedł zupełnie inną, własną drogą. To samo się tyczy np. Pragi i Wrocławia. Bliskość Pragi na przełomie XIX i XX wieku ( w późniejszym czasie zresztą też ) nie wniosła prawie nic do architektury wrocławskiej ( przynajmniej w mojej ocenie ) ale nie można przecież na tej podstawie wysuwać twierdzenia, że skoro nie było tam secesji to nic godnego uwagi i doniosłego się tam nie działo. Działo się całkiem sporo, o czym napisano już niejedną książkę i niejeden artykuł. Wrocław ( pomijając różnicę skal i rozwoju oraz ważkości tradycji artystycznych ) po prostu miał inne potrzeby, inne oczekiwania, inny charakter – a nie gorszy niż np. Lwów, Kraków czy Warszawa.
Co do Sullivana – stosuj proszę Cię równe kryteria – jak porównujesz do niego architektów niemieckich to porównaj też i austro-węgierskich, rosyjskich czy francuskich. Bo cała Europa a nie tylko Niemcy wypadają blado jak nie powiem co gdy się ich w tamtym czasie zestawi z konstrukcjami zza oceanu. Bzdurą jest pisanie o ’trzaskaniu tych samych form w Prusach od kilkudziesięciu lat’. Jeszcze bym je przełknął w odniesieniu do całej Europy ale nie gdy piszesz jedynie o samych Prusach, które jakimś szczególnym konserwatyzmem, gdy zestawisz je z podobnie ‘reakcyjną’ architektonicznie Francją i Austro-Węgrami jak też Rosją, się bynajmniej nie odznaczały. Chyba sobie nie zdajesz sprawy ze złożoności i szybkości przemian nurtów w architekturze europejskiej XIX-go wieku. Konstrukcyjnie to to wszystko nieraz stało czy siedziało na tyłku w jednym miejscu ale szata stylowa, ciągłe dyskusje i spory przetaczały się przez całą Europę wszerz i wzdłuż bezustannie. Z tego pochłonięcia formą Europejczycy ( w tym samym dokładnie stopniu Francuzi co i Niemcy jak i Austriacy ) zostali wyrwani przez ożywcze impulsy z USA i Wielkiej Brytanii. Czynienie z Niemiec w tym miejscu jakiegoś ‘kozła ofiarnego’ czy ‘betonu’ jest daleko idącym nieporozumieniem.
Co do oceny Bauhausu – jasne że jest przeceniany! De Stijl był cudowny! Dużo bardziej wspanialszy i pomysłowy a do tego daleko przewidujący. To tak jak porównanie Rema Kolhaasa do ( hm, no właśnie – do kogo? Bo Niemcy działają inaczej, ‘przyziemniej’, bardziej kolektywnie i ‘po cichu’ ) powiedzmy do Paula Böhma, pracowni takich jak Lederer+Ragnarsdóttir+Oei czy też do Szwajcarów: Petera Zumtora lub Herzoga i Meurona. Bauhaus był w znacznej mierze ograniczony i sztywny. Gdyby to Holendrom udało się nadać kierunek czy zabarwienie modernizmowi mogli byśmy w XX wieku mieć znacznie bardziej humanistyczną i ciekawszą architekturę. Ale to takie rozmyślania z dziedziny: co by było gdyby...?
Za nieobiektywnego z zasady wcale Cię nie uważam, wielokrotnie doświadczyłem tego, że ostrożność i krytycyzm wobec swych własnych poglądów jak najbardziej posiadasz, choć czasem chyba o tym zapominasz ( jak i ja ). Skłaniam głowę przed Twą wiedzą a co ważniejsze rozsądkiem i logiką rozumowania w większej ilości przypadków. Jednakże trzeci raz - po przypadkach Zamków Krzyżackich i jałowego sporu w temacie Rydzyny – odnoszę wrażenie, że pewne argumenty, mniej bądź bardziej trafne, napotykają na jakieś bardzo ugruntowane w Tobie stanowisko, które jest w mej opinii stronnicze. Patrząc jednak globalnie i zgodnie z proporcjami dyskusje z Tobą są pasjonujące i motywują do poznawania ciągle nieznanych mi obszarów wiedzy. Brzmi jak laurka ale oddaje stan faktyczny.
Pozdrawiam i liczę na odpowiedź
Jerzy
|